Jakże straszny jest potem powrót do celi! Jakże popielate i umarłe godziny od południa do chwili, kiedy mętna żarówka zabłyśnie znów nad drzwiami i kiedy będzie można znów czymś ręce zająć. Gadamy, milczymy, czasem nucimy ukradkiem. Mamy z panną Wandą lekcje francuskiego i niemieckiego. Znów opowiadania, znów bajki, byle godziny płynęły.
Dali nam tu szaszki, czyli warcaby. Szachy bowiem są zbyt inteligentną grą dla więźniów, którzy mają obowiązek baranieć przecie w tiurmie. Ale od czegóż chleb? Grażyna zrobiła prześliczne figury z miękuszki i gramy po kiyjomu, kiedy wiemy, że lepszy dyżurny na korytarzu. Raz o mały włos nie poszłyśmy wszystkie za te szachy do karceru. Skończyło się jednak tylko na ich konfiskacie. Potem Grażyna zrobiła drugie. Te zostały pewnego dnia w obłędnym pośpiechu utopione w paraszce. A potem były inne. Mieszkały w kaloszu pod łóżkiem.
Szerokie okno naprzeciw mnie, okno o szybach małych, pełnych skaz i pęcherzyków, stało mi się najcudniejszą książką z obrazami. Niektóre z tych obrazów tak pamiętam, że mogłabym je narysować dziś. Szybki te tym były jeszcze osobliwe, że całkiem inne rzeczy widywałam w nich w dzień, pod słońce, a inne o zmroku czy wieczór, przy świetle. Bardzo lubiłam te moje przypadkowe szklane obrazki.
Czasem woła nas dyżurny do mycia i sprzątania korytarza lub ubor-ny. Dodać należy - bo nikomu by to pewnie na myśl nie przyszło - że jest to w ich przekonaniu dowód wyjątkowego wyróżnienia. Raz kazano nam sprzątać opuszczone przez mężczyzn cele. Nikt sobie nie może wyobrazić, jak wygląda taka opuszczona cela! W czasie sprzątania byłyśmy w niej zamknięte na klucz, a przed wypuszczeniem nas przyszła taka ich baba i przeprowadziła na nas gruntowną osobistą rewizję. Nie mam pojęcia, o co im chodziło? Co mogłyśmy wynieść z tych cel? Chyba wszy.
Z tą babą od rewizji łączyła mi się zresztą największa radość, jakiej doznałam w Chersoniu. Jako skutek owej noworocznej kartki nadeszła dla mnie paczka z domu! Mój Boże! Nikt, kto nie siedział w więzieniu, kto nie miał tylko jednej rozleciałej koszuli, jednej pary rozłażących się pończoch i trzewików, nie może sobie wyobrazić, czym taka paczka jest! I jeszcze jedno: dostaję tym samym wiadomość, że moi są na miejscu! Że ich nie wywieźli! Nie aresztowali! Stałam na rozmiękłych kolanach, oparta grzbietem o mur, kiedy owa baba od rewizji wyjmowała kawałek po kawałku, rewidowała, czy nie ma czegoś zakazanego, jakiegoś ukry-
107