chowanie ich w ziemi, powrót do macierzy. Stwierdzenie to tylko pozornie jest bezsensowne. Powtórzmy z całym naciskiem: tylko ludzie zmarli śmiercią naturalną byli grzebani w ziemi. Zmarłych nagle, w sposób mniej lub bardziej nienormalny, nie chowano w ziemi (u-względniając oczywiście specyficzne, ludowe poglądy). Ciała ich grzebano przy drogach, w lasach, na miedzach lub pozostawiano tam, gdzie znaleźli śmierć — w wodzie, na bagnach itp. Bezpośrednią kontynuacją tego sporadycznie już praktykowanego w XIX wieku zwyczaju było grzebanie ludzi zmarłych gwałtownie na nie poświęconej części ćmentatza, która stała się odpowiednikiem wymienionych poprzednio miejsc. Z czasem motywacje chrześcijańskie wyparły prawie zupełnie dawne wierzenia, przeznaczając gorszą część cmentarza dla samobójców i niewierzących. Fakt, że przedwcześnie zmarłych nie grzebano w ziemi wynikał z poczucia niejednorodności przestrzeni. Społeczności chłopskie uważały za ziemię tylko tę część przestrzeni, która rodzi, owocuje, a więc przede wszystkim pola uprawne, użytkowane łąki, czy — ujmując to szerzej — teren człowieka, przestrzeń oswojoną. Poza nią rozpościerały się obszary obce, zamieszkiwane przez zwierzęta i nieprzychylne człowiekowi demony, tereny często nawet nie zdeptane przez ludzi. Za „obce” obszary uważano także wszelkiego rodzaju granice — miedze, drogi, płoty, a nawet progi. Była to ziemia niczyja, ziemia nieprawdziwa, ulubiona przez demony wodne i inne, negatywnie do człowieka nastawione istoty nadprzyrodzone. Tam pojawiają się one najczęściej, tam — na przykład na miedzy — mogą porywać dzieci, podczas gdy niemowlę ułożone na polu uprawnym jest zabezpieczone przed porwaniem. Demony wodne działają przede wszystkim tam, gdzie zostały pogrzebane ciała ludzi, z których dusz powstały.
140