jej gdzieś aż pod ucho podciągnąć - przyniosła raz Bóg wie jak wytrzaś-niętą gazetę! Marzenka to w ogóle numer! Jeżeli chodzi o jej zawód, podejrzenia nasze wahały się między kuchennym blatem a latarnią. Ale to nic. Marzenka jest zabawna i jak się rzekło, ma wdzięk. Mówi śmieszącą nas węgiersko-rosyjską, z czeska łamaną polszczyzną, lubi śpiewać niskim, zardzewiałym głosem miłosne piosenki, zna tysiące przepisów kuchennych i ma duży zmysł humoru. Taż więc Marzenka zdobyła jakimiś swoimi chodami strzępek starej gazety. Gazety nie widziałyśmy już od niepamiętnych czasów. Ale ponieważ wiemy dobrze, że jest to zbrodnia, niechybnie karana karcerem, kryjemy się z jej posiadaniem przed ogółem celi. Bo co to można wiedzieć? Diabeł nie śpi.
Nie spał istotnie. W pierwszej kamerze, na kojce koło drzwi, mieszkała kreatura, jedna z tych, o których się słusznie mówi: szkoda, że je święta ziemia nosi. Wyglądała na stróżową bardzo obskurnej kamienicy, choć pretensje miała ogromne. W danych osobistych, ku wielkiej naszej radości, zeznała, że ma „dwa lata doktoratu”. Kradła zawodowo chleb i cukier innym, kapowała z lubością władzom, donosiła jednej, co powiedziała o niej druga, jednym słowem „błogosławieni pokój czyniący”. Otóż jakoś na drugi dzień po owej gazecie Marzenki Kazia - bo Kazia jej było - poprosiła o posłuchanie u naczelnika, a w godzinę po jej powrocie wzięto do karceru Marzenkę. Sprawa jasna jak słońce: Kazia zakapowała. I Marzenka znikła na trzy dni z celi. Wróciła trzeciego dnia spokojna, po swojemu krzywo uśmiechnięta i usiadła grzecznie na swojej kojce, czekając na śniadanie. Po śniadaniu poprawiła włosy, obciągnęła suknię i swoim lekkim, tanecznym krokiem skierowała się ku kojce Kazi. Bez jednego słowa wdrapała się na piętro i tam, bez jednego słowa, zaczęła bić. Biła długo i systematycznie. Potem zeszła, obciągnęła suknię, poprawiła włosy i swoim lekkim, tanecznym krokiem najspokojniej wróciła do siebie. Niech sobie gada kto co chce, latarnia nie latarnia, rzecz była załatwiona z klasą.
A na świecie maj... Powietrze w celi pozieleniało od bliskich drzew. Nad kojką Krystyny wąska, na sznurkach zawieszona półeczka jest ołtarzykiem majowym. Mały obrazek Matki Boskiej między dwoma pęczkami byle jakiej zieleninki, zdobytej pod pozorem malarskich studiów z natury. Codziennie wieczór odmawia się chórem litanię, dołączoną teraz do tamtych, zwykle przez nas i przedtem odmawianych modlitw. Gwar w getcie przygasa taktownie na ten czas. Władze wiedzą dobrze o tej
141