Dobierzcie sobie wspólników, przyciśnijcie więźniów: proces pokazowy 185
Stalin przyczaił się podobno z tyłu, na cofniętej galerii z przyciemnionymi szybami, gdzie orkiestry grały niegdyś kadryla i skąd dobywały się jakoby obłoki dymu z jego fajki.
Trzynastego sierpnia, sześć dni przed rozpoczęciem procesu, po spotkaniu z Jeżowem Stalin wyjechał pociągiem do Soczi. O nieprzeniknionej tajności systemu radzieckiego świadczy wymownie fakt, iż minęło ponad sześćdziesiąt lat, nim ktokolwiek odkrył, że Stalin znajdował się w rzeczywistości daleko, chociaż śledził przebieg sądowego dramatu tak uważnie, jakby przysłuchiwał się mu w swoim gabinecie. Na wiklinowym stole na werandzie pojawiło się osiemdziesiąt siedem protokołów zeznań, a także stenogramy z konfrontacji oraz zwykłe sterty gazet, biuletynów i telegramów.
Kaganowicz i Jeżów uzgadniali każdy szczegół ze Stalinem. Protegowany był już potężniejszy od swego dawnego protektora - na telegramach Jeżów podpisywał się przed Kaganowiczem. Podczas gdy wielki reżyser czuwał nad wszystkim z daleka, ci dwaj ludzie w Moskwie wcielili się w role inspicjentów i impresariów. 17 sierpnia Kaganowicz i Jeżów zameldowali Gospodarzowi, że rozwiązaliśmy sprawę relacji prasowych [...] w następujący sposób: 1. „Prawda” i „Izwiestia ” będą zamieszczać codziennie całostronicowe sprawozdania z procesu. 18 sierpnia Stalin rozkazał rozpocząć proces nazajutrz.
Podsądnych oskarżono o całą masę fantastycznych i często po partacku sfabrykowanych zbrodni, popełnianych na polecenie tajemniczej organizacji kierowanej przez Trockiego, Zinowiewa i Kamieniewa („Zjednoczonego Centrum Trockistowsko-Zinowiewowskiego”), która skutecznie dokonała zamachu na Kirowa, lecz nie zdołała zabić Stalina i innych przywódców (w ogóle nie zawracając sobie głowy Mołotowem). Przez sześć dni oskarżeni przyznawali się do wszystkich tych zbrodni z uległością, która zdumiała zachodnich obserwatorów.
Język owych procesów był tak zagmatwany i pokrętny, że mógł być rozumiany jedynie w bajecznej rzeczywistości zamkniętego bolszewickiego wszechświata spisków zła przeciwko dobru, w którym „terroryzm” oznaczał po prostu „jakąkolwiek wątpliwość co do polityki lub charakteru Stalina”. Wszyscy jego polityczni przeciwnicy byli per se mordercami. Jeśli „terrorystów” było więcej niż dwóch, tworzyli „spisek”, a jeśli wrzuciło się takich morderców z różnych frakcji do jednego worka, powstawało „Zjednoczone Centrum” o niesłychanym, globalnym wręcz zasięgu, co mówi bardzo wiele o psychice Stalina, jak również o bolszewickiej paranoi ukształtowanej przez dziesięciolecia życia w konspiracji.12
Kiedy złamani śledztwem ludzie wygłaszali swoje wyuczone kwestie, prokurator generalny Wyszyński łączył błyskotliwie obłudne oburzenie