BOLSZEWICY
Rodzina Wasi ustosunkowała się do nas raczej przyjaźnie. Nie byli to chłopi zamożni, lecz z wielkim poczuciem własnej godności. Mieliśmy w swoim pokoju dużo rzeczy, które oczywiście mogły być przedmiotem zainteresowania ich wszystkich, ale nigdy nie byli natarczywi i z wdzięcznością i godnością przyjmowali każdy nasz prezent.
Konia sprzedałem ojcu Wasi i dostałem za niego umówione 2000 rubli. Myślałem potem nieraz, że ojciec Wasi mógł tego konia dostać najzupełniej darmo, denuncjując mnie u władz, a jednak nie uczynił tego ani on sam, ani nikt z sąsiadów, którzy przecie wszyscy musieli wiedzieć o nas.
Wśród moich rzeczy miałem rozpoczętą ćwierć spirytusu, który zawsze na Syberii miał wielką wartość. Zapraszałem starego czasem na kieliszek jeden i drugi; rozmawialiśmy sobie o rozmaitych sprawach. Opowiedział mi wtenczas, że wojska białe, opuszczając Nowonikołajewsk, wypuściły do zamarzniętej Obi cały ogromny zapas spirytusu, który znajdował się na składzie. Trzeba zdarzenia, że spirytus nie spłynął z prądem, lecz w ogromnej masie zatrzymał się w jednej z zatok na rzece. Sprytni chłopi dowiedzieli się o tym i rozpoczęli prawdziwą pielgrzymkę do przerębli na lodzie, gdzie z początku czerpali czysty spirytus całymi beczkami, potem ten spirytus spłynął i dostawali mniej lub więcej mocną wódkę. Dużo czasu upłynęło, zanim władze dowiedziały się, skąd mieszkańcy zaopatrują się w wódkę. Wydały wówczas zarządzenie zabraniające tego procederu, ale spirytus był już prawie wyczerpany. Kosztowałem tej wódki.
Zgłaszając się stosownie do zlecenia w urzędzie, spotkałem któregoś dnia jednego z byłych podwładnych, urzędnika
236