sobie wyobrazić, że wszystko to wymagało ciągłego pilnowania warunków istniejących, ciągłej uwagi, ażeby pasażerowie byli w porę poinformowani i żeby nikt z nich nie został z naszej winy, gdyż nie mając wielu rejsów, na statek następny trzeba by czekać kilka godzin. Na noc statek zwykle dochodził do swego końcowego portu w Gdańsku, skąd nazajutrz rano rozpoczynał rejs. Zwykle wcześnie rano wyjeżdżałem samochodem do Gdańska przypilnować jego odjazdu. Potem tym samym samochodem jechałem do Sopotu, gdzie mogłem zdążyć sprawdzić przyjazd i odjazd statku i tak samo spotykałem i odprowadzałem go w Gdyni. Nikt z nas nie miał doświadczenia w takiej żegludze pasażerskiej przybrzeżnej, kiedy nieraz pasażerów było bardzo dużo i kiedy kupowali bilety do Sopotu, do Gdyni i do Helu, więc dobra kontrola była niezbędna.
Stopniowo jednak praca nasza szła coraz lepiej, coraz mniej było skarg i narzekań ze strony naszych pasażerów. Zastępcą moim został kapitan rezerwy marynarki wojennej Zygmunt Sadowski, z którym pracować było tylko przyjemnością i który dotychczas prowadzi w „Żegludze” dział przybrzeżny.
Niemało kłopotu sprawiali nam panowie restauratorzy, którzy chętnie podejmowali się prowadzenia restauracji na „Gdańsku” i z którymi pisaliśmy bardzo przemyślane kontrakty, ale prawie zawsze kontrakty te nie mogły być dotrzymywane, gdyż wszystkim chciało się szybko i dużo zarobić, a tymczasem publiczność narzekała na wysokie ceny i złą wartość sprzedawanych posiłków. Zmieniło się więc podczas tego pierwszego lata dwóch czy trzech restauratorów.
W parę tygodni po „Gdańsku” była gotowa „Gdynia”; dla obu statków mieliśmy już gotowy plan wycieczek do ważniejszych portów Bałtyku, na który mieliśmy zapewnioną dostateczną ilość pasażerów. Kapitanem „Gdyni” został doświadczony i świetny marynarz pan Ryncki, o wyglądzie prawdziwego wilka morskiego.
Skończyło się lato, zakończył się sezon w Gdyni i na wybrzeżu, zakończyły się wycieczki „Gdyni”, które cieszyły się powodzeniem i podczas których mała „Gdynia” zawijała do portu na Bornholmie, do Kopenhagi, do Sztokholmu i do Visby.
Dyrektor Rummel, a także i ja wiedzieliśmy od początku, że statki „Gdańsk” i „Gdynia” — obstalowane przez Ministerstwo
320