go zabezpieczenia ścianę budynku od strony morza i zatoki obsypali kilkumetrowej grubości warstwą ziemi, sięgającą do wysokości I piętra. Ochrona kwatery nasypem ziemi okazała się zbawienną. Były później dwa trafienia pocisków artyleryjskich w dolną część budynku i tylko dzięki .zabezpieczeniu zwałem pociski te nie przeszły do piwnic.
Konie zabezpieczyłem prowizorycznie, trzymając je pod stałym zamknięciem w murowanej stajni. Na szczęście żadna bomba w stajnię nie trafiła, a jej grube ściany stanowiły dostateczną obronę przed lżejszymi pociskami mniejszych dział. Strat w koniach plutonu żandarmerii nie miałem do końca działań wojennych.
Pociski dział okrętowych, lecące z morza, uszkodziły częściowo budynek ■nadleśniczówki. Sufit i ściany piwnic zarysowały się. Postanowiłem wzmocnić je rusztowaniem drewnianym. Zwróciły moją uwagę grube bele .dębowe wieży drewnianej na kościele ewangelickim. Nadawały się one ^znakomicie na podbalowanie piwnic, zajętych przez mój oddział. Zgłosiłem komandorowi Steyerowi, że chcemy rozebrać wieżę kościelną. Komandor ucieszył się z naszego pomysłu, twierdził bowiem, że stanowi ona doskonały cel pomocniczy dla nieprzyjacielskiej artylerii okrętowej, strzelającej z morza.
Żandarmi w ciągu paru dni wieżę rozebrali i wykonali z niej rusztowanie wzmacniające piwnice na swojej kwaterze. Z reszty materiału wybudowaliśmy schron na pomieszczenie całego plutonu, na wypadek gdyby piwnice się zawaliły [...]
Drugim punktem dozoru dla artylerii okrętowej była latarnia morska. Komandor Steyer zdecydował wysadzić ją dynamitem. Do wykonania .zadania wyznaczył minerów z jakimś bosmanem na czele. Zabezpieczenie terenu w przewidywanym promieniu rażenia wybuchu powierzył żandarmerii. Przed operacją wszyscy ludzie musieli ten teren opuścić. Oddziały frontowe w tym miejscu i czujki odsunięto na bezpieczną odległość. Dnia 14 września potężny huk wstrząsnął półwyspem. Monumentalny obiekt, tak ważny dla żeglugi morskiej, zwalił się w gruzy1 2. W tym samym czasie pancernik niemiecki „Schleswig-Holstein” ostrzeliwał Hel, jak zwykle po przerwie obiadowej. Niezorientowani sądzili, że latarnię rozbił pocisk pancernika kalibru 280 mm [...]
Chociaż wioska Hel była ciągle atakowana przez lotnictwo nieprzyjacielskie oraz ostrzeliwana artylerią z morza i pozornie wyglądała na opustoszałą, jednak w niej koncentrowało się życie frontowe. Funkcjonowały tam bez przerwy: szpital, piekarnia, rzeźnia, kwatermistrzostwo z całym swoim inwentarzem żywym, zapasami prowiantu, furażu i kasą. Czynne były poczta i gospoda żołnierska, prowadzona przez kobiety z Koła Rodzi-
288
Wysadzenie latarni morskiej nastąpiło kilka dni później, niż to podaje autor, .gdyż 19 września o godz. 13.30 (Marian Czerń er: Latarnie morskie polskiego wy
brzeża. Wyd. 2. Poznań 1971, s. 83).