nia przed bombami. Od samego podmuchu eksplozji rozlatywały się w kawałki. Dlatego ludzie ze wsi zaczęli przenosić się do piwnic bloków mieszkań oficerskich, pobudowanych niedawno opodal dworca kolejowego na Helu. Gdy rozeszła się wieść, że najlepsze schronienie przed bombami jest w piwnicach tych bloków, wkrótce stały się one przepełnione, a niektórzy zamieszkali tam na stałe. Nawet panie z Koła Rodziny Wojskowej, prowadzące gospodę żołnierską na wsi, zamykały wieczorem swój lokal i udawały się na spoczynek nocny do piwnic w blokach. Na szczęście we wrześniu tylko kilka bomb i pocisków artyleryjskich spadło w tym rejonie. Uległy zniszczeniu okna, ściany budynków i częściowo mieszkania. Piwnice pozostały nietknięte do końca walk i przez cały czas służyły za ochronę dla ludności cywilnej.
Kryli się tu również i ranni żołnierze ze szpitala, który kilkakrotnie w atakach lotniczych trafiony był bombami. Północne skrzydło budynku szpitalnego zwaliło się w gruzy, grzebiąc rannych i część personelu sanitarnego. Widząc to, lżej ranni zaczęli uciekać ze szpitala i kryli się w piwnicach bloków oficerskich, pomiędzy ludność cywilną. Powstały okropne warunki higieniczne. Ropiejące rany i zgangrenowana krew na niezmie-nianych bandażach spowodowały, że powietrze w piwnicach stało się nie do zniesienia. Ludzie zaczęli protestować przeciwko przebywaniu w piwnicach rannych żołnierzy.
Kierownik szpitala, kpt. lek. Wierzbowski, zażądał kategorycznie sprowadzenia rannych z piwnic do budynku szpitalnego, aby zapobiec powstaniu epidemii. W związku z tym pluton żandarmerii otrzymał od dowódcy obrony Helu zadanie zrewidowania wszystkich piwnic i odprowadzenia rannych do szpitala. Osoby cywilne w piwnicach należało wylegitymować, podejrzanych nie posiadających dokumentów zatrzymać w areszcie śledczym do dyspozycji Samodzielnego Referatu Informacyjnego. Akcję kontrolną przeprowadziłem w nocy, jednocześnie w piwnicach wszystkich bloków. Od tej pory do trasy stałych obchodów patroli żandarmerii włączyłem bloki oficerskie. Po kilka razy dziennie patrole odwiedzały piwnice, legitymując tam wszystkich, szczególnie nowo przybyłych lokatorów.
W pierwszym tygodniu działań wojennych każdej nocy warczały motory samolotów niemieckich nad Helem i z przeraźliwym gwizdem spadały bomby. Trafienia były niecelne, ponieważ cały półwysep tonął w ciemności. Nigdzie żadnego światełka. Nawet samochody jeździły z wygaszonymi reflektorami. To samo obserwowało się po drugiej stronie zatoki, w Gdyni i na Oksywiu, dopóki tereny te były zajęte przez nasze wojska. Nocną porą ciemne plamy na przeciwległym brzegu zatoki wskazywały pozycje polskich oddziałów. Obszary zajęte przez Niemców były jasno oświetlone reflektorami, a w miastach normalnym światłem elektrycznym. Świadczyło to o wyraźnym lekceważeniu przez nieprzyjaciela naszego lotnictwa. Niemcy nie stosowali żadnego zaciemnienia po swojej
290