były pacierze, których nauczyliśmy się bardzo wcześnie i które odmawialiśmy głośno codziennie przed spoczynkiem.
Rodzina nasza była duża: czterech braci i dwie siostry. Najbliżej żyliśmy z moim starszym bratem Janem. Był starszy ode mnie o dwa lata i gdy zaczynałem naukę w szkole, chodził już do średniej szkoły realnej. Wkrótce potem oddano go do Korpusu Kadetów i zostałem sam w domu. Dalsze rodzeństwo przychodziło na świat regularnie, lecz było od nas znacznie młodsze. Jak się wydaje, temperamenty nasze z bratem były dość odmienne. Brat mój był urwisem pierwszej wody, natomiast ja miałem charakter bardzo zgodny i kiedy byłem mały, często brano mnie za dziewczynkę, ponieważ matka długo nie chciała ostrzyc moich jasnych, kędzierzawych loków. Wszystkie nasze ciotki przepadały za nami i dogadzały jak mogły, tak samo dziadek i babka kochali nas bardzo.
Zimę spędzaliśmy ucząc się w Mitawie. Przez całą zimę myśleliśmy i marzyliśmy o wakacjach na wsi, na które wysyłano nas regularnie na całe lato. Na wakacje zimowe wyjeżdżaliśmy rzadziej i nie były one dla nas tak przyjemne, ponieważ musieliśmy ciągle być w mieszkaniu. Natomiast w lecie było inaczej.
Wstawaliśmy wcześnie, połykaliśmy śniadanie naprędce i biegliśmy przede wszystkim do stajni, gdzie odwiedzaliśmy konie, do których mieliśmy sentyment wielki. Wszystkie były własnej hodowli dziadka i przez cały czas naszego dzieciństwa, kiedy przyjeżdżaliśmy na wakacje, pozostawały te same, z wyjątkiem ogiera, który dożył lat 30 i którego trzeba było zastrzelić, gdyż złamał sobie nogę.
Ubranie nasze składało się z lekkich krótkich spodenek, koszul i bluzy. Po jakimś czasie pobytu na wsi, kiedy na przykład zdecydowano się zabrać nas do kościoła, co było wielką atrakcją — jechało się przecież końmi — mieliśmy zawsze kłopot z włożeniem bucików, gdyż nasze nogi grubiały od chodzenia boso po polach i rżyskach.
Dwór był położony na wzgórzu nad rzeką Dziśnieńką i po odwiedzinach stajni kierowaliśmy się w stronę rzeki. Było to tym bardziej przyjemne, że prawie zawsze dopraszaliśmy się, żeby wsadzano nas na konie, gdy prowadzono je do rzeki do pojenia.
8