W okolicy powiatu dziśnieńskiego było dużo majątków obywatelskich. Wszyscy utrzymywali między sobą mniej lub więcej zażyłe stosunki towarzyskie. Jakoś tak się składało, że podczas lata najwięcej przypadało świętych patronów, toteż pamiętano o wszystkich imieninach i wszyscy z sąsiedztwa uważali za obowiązek stawić się do solenizanta lub solenizantki. Był to zwyczaj ustalony. Wiedziano i pamiętano, gdzie i w jaki sposób imieniny są obchodzone. Prawie zawsze sprowadzano z Dzisny orkiestrę, składającą się z kilku Żydków. W sali balowej każdego dworu ochocza zabawa trwała do godzin rannych. Z tamtych czasów pamiętam więc, że określenie „mazur biały” oparte jest na zupełnie słusznej podstawie.
Udział brata i mój w takich zabawach imieninowych zależał od naszego wieku. Gdy byliśmy młodsi, interesowały nas imieniny, które obchodzono u nas w domu. Świetnie znaliśmy wszystkie konie sąsiedzkie, zaprzęgi, porównywaliśmy je z końmi naszego dziadka. Pakowaliśmy się do przeładowanej gościnnymi końmi stajni, gdzie konferowaliśmy ze stangretami. Pozostało mi też w pamięci, że podczas którychś imienin za blisko podszedłem do jakiegoś ogiera, który mnie wierzgnął akurat w czoło. Nie zabił tylko dlatego, że byłem jeszcze bardzo mały. Kłopotu jednak sprawiłem podczas tych imienin dużo. [...]
W odległości paru kilometrów od majątku dziadka był o wiele większy majątek obywatela Jakowickiego. Odpowiednio i dwór był bardzo duży. Jakowiccy mieli 10 dzieci. Najstarszą była córka, panna Jadwiga, rzeczywiście bardzo piękna i nic dziwnego, że wszyscy kawalerowie z okolic bliższych i dalszych ubiegali się o jej względy. Była też obiektem naszego uwielbienia od lat bardzo wczesnych.
Pozostałe rodzeństwo stanowili synowie w wieku od lat 2 do lat 17. Trzech spośród chłopców było w wieku odpowiednim do naszego i z nimi obaj z bratem utrzymywaliśmy jak najbliższe stosunki koleżeńskie i przyjacielskie. Chłopcy starsi mieli zainteresowania odmienne i dla nas jeszcze niedostępne, toteż dumni byliśmy, gdy czasem łaskawie dopuszczali nas do swego towarzystwa. Chłopców zaś od nas młodszych traktowaliśmy z góry, raczej unikaliśmy ich, ponieważ nie mogli dotrzymać nam kroku w naszych wyczynach, a poza tym zawsze zachodziła obawa, że w razie zbyt energicznego przejawienia w stosunku do nich
9