128
ZAPISKI NA MARGINESACH
obficie skropione czerwonym płynem. Było to przy jednej z głównych szos, między trzecią a czwartą po południu. W tym czasie przejechało tamtędy 90 samochodów. Zatrzymało się 5, słownie pięć: dwie ciężarówki, jeden traktor i dwa wozy turystyczne. Nie całe pięć procent Samarytan. Jeszcze kilka takich eksperymentów, a Samarytanie zaczną z pewnością pojawiać się obficiej: z obawy, żeby katastrofa nie była policyjną atrapą.
*
♦ *
Nie wiem, czy tego gdzieś nie znalazłem — może u prof. Elzen-berga: jego książka Kłopot z istnieniem wywarła na mnie niezatarte (mam nadzieję) wrażenie. Może to napisał ktoś gdzie indziej: w każdym razie bardziej niż kiedykolwiek sądzę (względnie zgadzam się), że tzw. walory umysłowe w ogromnej mierze wynikają z postawy moralnej, w jakimś sensie są walorami moralnymi: zaś niedostatki umysłu, to poniekąd niedociągnięcia moralne. Przykład. Nie umiem długo i wyczerpująco (w obu znaczeniach tego słowa) myśleć o jakimś przedmiocie, zbyt pośpiesznie przechodzę od wniosku do konkluzji, szukam przetartych skrótów, bo nuży mnie długotrwały brak bilansu. Otóż to uleganie znużeniu jest nie tyle błędem intelektualnym, ile błędem moralnym, równa się brakowi wytrwałości, a tymczasem „przez cierpliwość waszą zyskacie dusze wasze”. Pokusa okrągłego, schludnego podsumowania, zamknięcia, odłożenia ad acta żeby nie mieć tylu spraw wiecznie otwartych, wciąż w toku, wciąż się dziejących i wymagających ciągłej uwagi, czujności, trudu. Oczywiście, takie zamknięcie jest fikcją, ulgę daje złudną, bo stan niezakończenia jest aż do śmierci normalnym stanem ludzkiego życia, wszelkie podsumowania są prowizoryczne, jeśli nic mól to rdza czyha na wszystko, czego nie przewietrzać ciągle i nie polerować. Czas nie pozwoli się przegonić: w jakimś komicznym filmie widziałem, jak jegomość naprawiał łódkę na rzece i układał narzędzia porządnie, jedno przy drugim, cóż — kiedy za burtą: więc albo tonęły, albo porywał je prąd. Tak wyglądają wszystkie nasze życiowe bilanse, pomiary położenia: jcszcześmy nie zdążyli odczytać sekstansu, a już jesteśmy gdzie indziej. Trzeba wielkiej odwagi, żeby nic popełniać od czasu do czasu jednego z dwóch przeciwstawnych błędów. Pierwszy, to powiedzieć sobie, że ponieważ ciągle wszystko jest in fieri, ponieważ „do tej samej rzeki wstępujemy i nie wstępujemy”, w takim razie niech się dzieje co chce, niech będzie ten bałagan, te wlokące się za nami loose ends (jak makaro-nizować, to już zdrowo). Drugi błąd, to właśnie związywać odcinki rzeczywistości różową wstążeczką, jak związywały prababki pliki listów, i wyobrażać sobie, żeśmy w ten sposób odfajkowali na zawsze to czy owo.