W nawiązaniu do togo, co pisałem o Levi-Straussie („Znak” 112) i o krytyce literackiej („Znak” 113), w ogóle o różnych systemach znaków, różnych językach: interesująca koncepcja poezji u Mikel Dufrenne’a (La poetiąuę, Paris 1963). Poezja, to wizja świata, której niesposób wyrazić inaczej (mówi mniej więcej Dufrenne, trochę tak, jak dawno już różni estetycy i pisarze, np. w powieści Portrait in a Mirror Charles Morgan: Art is news of reality not to be expressed in olher t.enns). Ale — dodaje Dufrenne — oznaczane jest w poezji immanentnie związane z oznaczającym: język dyskursywny nie stanowi dla poety narzędzia, lecz surowiec: ekspresja słowna i znaczenie są w poezji nierozłączne, słowo jest jednocześnie przedmiotem i znakiem. T.o jeszcze ciągle truizmy, teraz jednak zaczyna się ciekawie. Dufrenne jest mianowicie wrogiem psychologizowania, subiektywizo-wania poezji, broni jej obiektywności. Natura sama chce jak gdyby uzewnętrznić się i przejawić: przejawia się przez człowieka i jego poezję. Poezja wyrywa człowieka jemu samemu i oddaje go w służbę naturze. Twórczość poety, jego praca, to posłuszeństwo wobec natury. Uczucie (uczucie poetyckie) nie jest zatem czymś subiektywnym: to, co nas nie wzrusza, właściwie dla nas nie istnieje, wszelkie natomiast „czucie” jest czuciem rzeczywistości. Czysty rozum ogarniałby tylko czystą możność. Kosmos zyskuje zatem niejako samoświadomość w człowieku, przez czucie. Punktem, w którym się to dzieje, jest obraz poetycki. Wyobraźnia jest zatem jakby aktem natury w nas. Myśl archaiczna — rozkwitająca wpół drogi między słowem a rzeczą — jest ze swej istoty myślą poetycką. Twórczy kosmos... Natura matką obrazów, pęczniejącym ziarnem, z którego wyrasta kwiat poezji... Nieomal więc Natura sive Deus? Dufrenne odrzeka się od takiego romantycznego czy jeszcze spinozowego panteizmu. Tę kwestię ma podobno sprecyzować w drugim tomie swej poetyki. Oczywiście, pierwszego tomu także nie czytałem, tylko referuję go za Jean Lacroix („Monde”, 6—7 wrzesień, 1963).
*
* *
Z okazji odejścia Adenauera ciekawy artykuł Alain Glementa w „Monde”, który ubocznie dostarcza potężnych argumentów przeciw rewizjonizmowi. Niemcy Zachodnie — powiada mniej więcej Clement — to było w dziejach gniazdo najlepszych wartości niemieckiej kultury i ongiś samowystarczalny (choć niejednolity) organizm polityczny. Nieszczęście się zaczęło wtedy, kiedy władać zaczęli tam Hohenzollernowie, przybysze ze wschodu, narzucający niemieckiemu mieszczaństwu, bur-żuazyjnemu stylowi życia, pruski dryl, pruską agresywność, pruski