Wiec był bardzo urozmaicony, sala pięknie dekorowana flagami polskimi i amerykańskimi, uwaga audytorium napięta do najwyższego stopnia. Jak podczas bankietów, toastmaster zapowiadał wszystkich mówców, a także atrakcje muzyczne. Nie obeszło się bez incydentu komicznego: toastmaster zapowiedział chór pana Obecnego, który jednak dwukrotnie okazał się nieobecny. Spóźnili się śpiewacy, ale w końcu się zjawili i pięknie zaśpiewali. Przemówienie moje jako gościa pozostawiono na sam koniec. Nie poinformowano mnie dokładnie o porządku wiecu, więc przemówienia żadnego nie przygotowałem. Zresztą i tak musiałbym je dostosować do poprzednich kilkunastu mówców. Nie mam ambicji być dobrym mówcą, ale gdy przyszła moja kolej, słowa serdeczne i proste płynęły mi swobodnie i gładko, tylko wzruszenie czasem opanowywało mnie takie, że musiałem na chwil kilka przerywać. Tak bardzo czułem się bliski wszystkim zebranym na sali, tak bardzo chciałoby się pogawędzić z każdym i rękę jego uścisnąć. Ale wiec się skończył, ze sceny usunęliśmy się za kulisy i trzeba było się śpieszyć do hotelu, przebrać się i potem jechać na dworzec, na pociąg do Detroit.
Konsul Linda-Lipaczyński, wielki entuzjasta morza i organizator Ligi Morskiej i Kolonialnej w Chicago, towarzyszył mi do hotelu, a potem na dworzec. Na dworcu spotkaliśmy grono osób, między nimi dużo pań, które przyjechały mnie odprowadzić i chciałyby zatrzymać w Chicago na dni parę. Sam bym też chciał, ale czekano na mnie w Detroit. Pożegnaliśmy się serdecznie w nadziei, że nie raz jeszcze się spotkamy, jeżeli nie w Chicago, to przynajmniej na statku, w drodze do umiłowanej Polski.
Nazajutrz w Detroit wszystko odbyło się mniej więcej tak samo. Tylko wieńców nie składałem i dlatego był czas, żeby pojechać i zwiedzić zakłady Forda.
Potem znowu noc w wagonie i w dniu następnym rano przyjazd do Clevelandu, gdzie na dworcu spotkał mnie prezes Związku Weteranów Zakrzewski.
W Clevelandzie nie było wiecu, natomiast w ciągu dnia odwiedziliśmy wszystkie redakcje pism polskich i dzielnice polskie, które — według mego zdania — są najładniejsze ze wszystkich dzielnic w innych miastach amerykańskich. Odwiedziliśmy też
356