jako lekarz brat mamy, mój chrzestny ojciec. Wysyłając nas na wieś, matka zawiadamiała go zawsze o czasie naszego przejazdu przez Dyneburg i biedny wuj wstawał na godzinę 4 rano, przychodził na dworzec i prowadził nas na wczesną herbatę. Czekaliśmy na te spotkania, gdyż bardzo kochaliśmy tego wuja. Był bardzo przystojny i niezwykle dowcipny. Kiedy podrośliśmy, to się zorientowaliśmy, że bardzo podoba się pannom na wydaniu. Przyjazd wuja Mamerta na wieś na kilka dni wakacji był dla nas prawdziwym świętem. Będąc zawołanym myśliwym, całe dnie spędzał na polowaniu na kaczki i cietrzewie w lecie, a na zające w zimie. Zawsze zabierał nas na polowanie, pozwalając nieść torbę czy jakiś inny rynsztunek, a potem uczył nas strzelania. Skorzystał z tego bardziej mój brat, gdyż ja byłem jeszcze za mały, a kiedy podrosłem, wuj się ożenił. Nie miał już wtedy dla nas czasu i nasze polowania ustały.
Po pożegnaniu wuja w Dyneburgu jechaliśmy dalej i nigdy nie mogliśmy w drodze spać, gdyż tak byliśmy pod wrażeniem bliskiego przyjazdu do Borkowicz. Wiedzieliśmy, że będą tam na nas czekały konie. Staraliśmy się zgadnąć, jakie konie przyjadą i jaki będzie zaprzęg.
Następowały kolejno po sobie i pozostawały za nami stacje Dryssa, Krasławka... Okolica stawała się coraz bardziej swojska i na koniec znajdowaliśmy się na najdłuższej dla nas trasie, którą przebywaliśmy z największą niecierpliwością; następną stacją były Borkowicze, gdzie należało jak najszybciej wysiadać, bo pociąg zatrzymywał się tylko na dwie minuty.
W końcu dojeżdżaliśmy. Widać było znajomego stangreta, naszego wielkiego przyjaciela. Pomagał nam zbierać rzeczy i udawaliśmy się do sali dworcowej, gdzie musieliśmy wypić herbatę i spożyć przysłany z Jakubowa posiłek. Czuliśmy jak te psiaki, że wieś jest niedaleko, że niebawem będziemy na miejscu. Po spiesznym wypiciu herbaty nie mogliśmy już usiedzieć i wychodziliśmy na plac przed dworcem. Zwykle było tam mnóstwo zaprzęgów, lecz my wyglądaliśmy tylko jednego i łatwo go poznawaliśmy. Dziad utrzymywał konie o maści białej i siwej. Z niecierpliwością oczekiwaliśmy zakończenia uporządkowania zaprzęgu, po czym ładowano nasze walizki, wsiadaliśmy i rozpoczynała się jazda drogą jakże znajomą.
12