0389

0389



Raz w nocy staczam bohaterską walkę. Łamią się we mnie głód i sumienie. Marysia z Heleną już śpią, ja leżę pod moim kocem i wiem -dotkliwie, męcząco, nieuleczalnie - że w woreczku na ścianie jest jeszcze pół lepioszka. Co by się stało, gdybym odłamała kawałeczek - malutki kawałeczek - tyle właśnie, ile i tak zje dziś w nocy niepoprawna uzbecka mysz? Sto razy myślą jestem już przy ścianie. Sto razy z największym trudem zmuszam się, by zostać na pryczy. Próbuję zagadać samą siebie, zabałamucić uwagę, zwabić ją w inny kąt mózgu. Daremnie! Jest tylko ciemność, a w niej rozległa, wklęsła od głodu pustka własnego wnętrza i nic - tylko ów odłamany kawałek zimnego ciasta w woreczku.

Czyż można się dziwić, że w tych warunkach czekamy rano powrotu Heleny z niecierpliwością, która nas we własnych oczach wprost poniża? Nic na to nie poradzę, ale na odgłos jej szybkich kroków za drzwiami coś ma ochotę kwiczeć we mnie tak samo, jak kwiczeć umieją prosięta na odgłos chlustu pomyj, wlewanych w koryto sąsiedniej kuczy. To się nie da opowiedzieć, to się nie da wysłowić, jak jesteśmy głodne i jak bardzo upragniona jest nam zawsze ta ranna, gorąca siorba.

Bo nazwałyśmy to siorbą. Od siorbania oczywiście. Łyżkę mamy tylko jedną, a raczej jeden żałosny kikut po drewnianej łyżce, więc chłepczemy tę paciarę wprost z naczynia.

Stawiało się na brzegu pryczy nasze dwie miseczki, w które z nachylanego przez Helenę kociołka zstępowała ociągliwie szara, gruzłowa-ta masa, już naprzód pożerana przez nas oczyma. Marysi miseczka jest mniejsza od mojej, więc aby było sprawiedliwie, odlewa się jeszcze trochę siorby w jej mały, gliniany garnuszek. Ale sprawiedliwie nie jest i tak! Ja zawsze dostaję najwięcej. Może dlatego, że jestem najchudsza, może dlatego, że jestem najstarsza, a może dlatego tylko, że Helena jest już taka. Ponieważ nie mamy trzeciej miseczki, Helena jada wprost z kociołka, w którym powinna zostać jedna trzecia naszej wspólnej porcji. Nie zostaje jednak nigdy. Część Heleny jest z reguły najmniejsza. Wobec głębokości kociołka nie możemy nigdy sprawdzić, do jakiego stopnia posuwa swoją ofiarność. Aby nie skończyć wcześniej od nas, jada umyślnie w potrójnie zwolnionym tempie - że to niby ma co najmniej tyle samo, co każda z nas. I mało tego. Opowiadając nam bzdury o braku apetytu, umie dochlupnąć znienacka w nasze miski jeszcze trochę z tej swojej - i tak już uszczuplonej - porcji. A człowiek jest taki nikczemny!

395


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
DSC03755 Jm komet król — a duch się we mnie wichrzy Jak pył pustyni w awiewną piramidę — Ja piorun b
42188 skanuj0002 (694) Są chwile, gdy gotuje się we mnie kosmiczna nienawiść do ■ szystkich „agentów
skanuj0002 (694) Są chwile, gdy gotuje się we mnie kosmiczna nienawiść do ■ szystkich „agentów” inne
Nie wie tego ona ani ja nie wiem. Tylko Pimpuś to wie. Mój Pimpuś, który czai się we mnie, udając, ż
img047 We francuskiej szkole w Nowym Jorku zdarzyła się rzecz niesłychana: zakochało się we mnie dzi
Zn OTRZYMAJCIE SIĘ i we Mnie uznajcie Boga! Stańcie na drogach i patrzcie, zapytajcie o dawne
widzialna struktura powiązań. Dzieciństwo, rodzina, przyjaciele, niektóre obrazy zatrzymywały się we
29009 PA100600 254 chującego: z siedzenia po drugie) stronie przejścia wpatruje się we mnie eleganck
IMG)80 zwyrodnieniu. — Darła się we mnie podeptana duma, czułam się wyrzucona z łona świata jak zdec
p2220542 42& TADEUSZ STYCZEŃ SOS znawczym z realnością ^ja działam** w opozycji niejako do: -coś
84674 skanowanie0167 zwyrodnieniu. — Daria się we mnie podeptana . duma, czułam się^wyrzucona z łona
42188 skanuj0002 (694) Są chwile, gdy gotuje się we mnie kosmiczna nienawiść do ■ szystkich „agentów
Wstęp Pojęcie „ekonomii społecznej” po raz pierwszy pojawiło się we Francji na początku XIX wieku. W
scandjvutmpf901 215 nie raz juz dali się we znaki Azyi swemi strasznemi napadami; często oni ujarzm

więcej podobnych podstron