chwili zaczynamy się krztusić i oczy łzawią się nam niemożliwie. Powietrze tu tak straszne, że stale zbiera się na wymioty. Wszystko aż lepkie od brudu. Ściany - które są gazetką więźnia - zapisane we wszystkich kierunkach. Litery najczęściej wyskrobane szkłem, ale widziałam też napisy kałem. Wobec tej ilości osób, a tylko trzech dziur w betonie, niektóre załatwiają się po prostu na podłogę, pod nogi innym. Chlor w końcu tak zaczyna dusić, że słabsze mdleją. Czasem dyżurny pozwala je wynieść na korytarz, częściej jednak trzeba je położyć na betonie pod ścianą i czekać, aż reszta skończy.
Przy samym korycie ścisk nie do opisania! Niektóre przy myciu piorą, nie dbając, że reszta czeka. Zawsze straszny o to wrzask, kłótnie i wyzwiska. Ale jakże się dziwić? Na celi rzadko kiedy jest woda, a zarząd więzienia nie bierze bielizny do prania. Któż by ją zresztą dał? Zatem jakoś wyprać trzeba.
Każda, skończywszy mycie, stara się jeszcze raz dopchać do kranu, żeby wziąć ze sobą na celę garnuszek wody na zapas. Nigdy nie wiadomo, czy woda wieczór i nazajutrz rano pojawi się na naszym piętrze. Kubek ten musi często wystarczyć do mycia i picia na całą dobę. I najdziwniejsze, że wystarcza!
Po powrocie z umywalni starosta celi odbiera od dyżurnego cukier i chleb. Chleb zwala się w bochnach na stół, długi, drewniany stół pod ścianą, na którym w nocy śpi kilka zawszonych złodziejek. Dlatego też blat stołu obraca się w czasie śniadania spodem do góry. Teraz następuje dzielenie chleba jakimś kawałkiem ukrywanego na celi żelaza. Noża oczywiście posiadać nam nie wolno, ale chleb na 130 pajek podzielić musimy same. Toteż te, które na ochotnika pomagają staroście w tym krajaniu, mają ręce całe w pęcherzach. Chleb bywa różny. Czasem jest gliniasty i surowy, tak że zalepia zęby jak ciasto, kiedy indziej znów wypieczony i zupełnie smaczny. Tyle że go mam zawsze za mało! Mówią mi, że na wagę wypada po 800 gramów dla każdej. Cukier znów dzieli się pudełkiem od zapałek. Jedna porcja to zawartość takiego pudełka.
Po rozdaniu chleba i cukru cała cela ustawia się w ogonek od drzwi, kołem, między wszystkie łóżka, aż do okien. Dyżurny otwiera drzwi i chochlą nalewa każdej podchodzącej do progu gorący czaj w podstawiony garnuszek czy miskę. Nie mam pojęcia, co to było. Że nie herbata, to pewne. Miało kolor słabej kawy, smaku nie miało żadnego, ale było za-
47