176 MHHAU ( 0X
Ramka 6.8 W/ionI mil t hln
„DIb każdego, kogo lirt»rr«u]« strat *mlwną mydlenie o wtłpólt:/«snydi stosunkach międzynarodowych, zrozumiani* zaloiań I kwiłakwimęjl oheuiągo io/woJu Chin stanowi zadanie pierwszorzędne, Jest to gorący lemat bieżącej polityki, lolui dcbtiln nnd nim bywa często pełna uproszczeń. Linia podziału biegnie zapewne między pi/ekonaniem, >u Chiny staną się wkrótce największą gospodarką świata, a powątpiewaniem w możliwość utrzymania przez nie obecnego tempa wzrostu. Wiara, że Chiny przebrną pr/ez czekające Je trudności, zderza się z obawą przed poważnym kryzysem rządzenia tym krajem. Część uczestników sporu nie widzi Innej drogi oswojenia Chin niż przyjazne ^zaangażowanie slę» w Ich sprawy, Inni podkreślają potrzebę pozytywnego «powstrżymy wania» ich potęgi, Niestety, bezsprzecznie wielkie znaczenie tych wszystkich zagadnień rzadko idzie w parze z odpowiednim poziomem merytorycznym dyskusji".
Gerald Segal, David S.G, Goodman, w: Chlna Rlslng, red, Gerald Segal I Davld S.G. Goodman, Routledge,
London 1997, s, 1
na znacznie bardziej niż dotąd partnerskich podstawach. Sam rozwój gospodarczy doda-wal zresztą Chinom znaczenia w stosunkach międzynarodowych. Nowe ich wcielenie poważnie zmieniało obraz regionu Azji i Pacyfiku, sprowokowało też jedną z największych amerykańskich debat na temat polityki zagranicznej. Zasady szkoły realistycznej nakazywały obawiać się rosnących w siłę Chin. W 2001 roku, w pierwszych miesiącach prezydentury Busha, Chiny w dość powszechnej opinii zaczęły rzeczywiście urastać do rangi głównego przeciwnika USA. Nicholas Kristoff, komentator gazety „New York Times”, porównał je nawet do dawnych Niemiec z ich agresywnymi skłonnościami, bezwzględnością i ekspansywnością, a także, dzięki rosnącemu potencjałowi militarnemu, zdolnością realizacji niebezpiecznych ambicji. Taki pogląd nie trafiał jednak do przekonania większości starszego pokolenia Amerykanów. Chiny nie były zapewne sojusznikiem, ale też trudno było widzieć w nich wroga. Nie zdołały zawetować działań ONZ przeciwko Irakowi w 1991 roku, nie sprzeciwiły się w istocie późniejszym działaniom NATO w Kosowie, w kwestii powrotu Hongkongu do Chin osiągnięto porozumienie, Pekin zaakceptował też wprowadzenie sił pokojowych ONZ do Timoru Wschodniego. Do tego należy dodać spokojne stanowisko chińskiej dyplomacji wobec kryzysu finansowego w Azji Wschodniej i milczące wsparcie dla amerykańskiej wojny z terroryzmem. Lata 90. tworzyły obraz państwa pragnącego na dobre odrzucić rzeczywistość zimnej wojny.
Wielka debata na temat Chin była tylko częścią znacznie bardziej fundamentalnego sporu o to, w jaki sposób gwałtowne zmiany prorynkowe i globalna integracja ekonomiczna mogą wpływać na funkcjonowanie systemów politycznych, a w szczególności jak się to przedstawia w reżimach represyjnych. Zwolennicy kapitalizmu dostrzegali naturalnie wpływ wyłącznie dobroczynny, wychodząc od niepozbawionej słuszności tezy, że duch kapitalizmu, raz wypuszczony z butelki, nie da się już do niej z powrotem zapędzić, Drugie, sceptyczne stronnictwo widziało w tych spekulacjach teorię wypracowaną dość dowolnie przez zachodnie państwa i podmioty ponadnarodowe na potrzeby powodzenia wymiany handlowej z takimi dyktaturami jak Chiny. Kto miał rację? kiedyś rozsądzi to może historia. Tymczasem musiały oczywiście przeważać względy ekonomiczne; gdyby politycy zachodni nie wyzyskali sposobności, bez wątpienia uczyniłaby to za nich konkurencja. Ogromny rynek chiński z miliardem konsumentów stanowił pokusę nie do odrzucenia. Chiny rwały się do rynku i nowoczesności, gotowe wchłonąć morze inwestycji. Dla przychodzących stawką była pozycja w nowo tworzącym się
Od zimnej wojny do wojny z terroryzmem
177
porządku, lecz należało działać szybko. W epoce geoekonomiki (%eo ccoHomlt .s) Inkic czysto materialne względy decydowały o stanowisku Zachodu wobec Chin w większym stopniu niż wzgląd na liberalne idee wolności słowa i ochrony praw człowieka,
Kluczowe tezy
• Rozwój Chin w latach 90. byt zasługą systemu gospodarczego, w dosyć oryginalny sposób lątnp cego elementy kapitalizmu i komunizmu.
• O polityce Zachodu, a zwłaszcza Stanów Zjednoczonych, wobec Chin decydują raczej perspektywy związane z wymianą gospodarczą niż względy wolności politycznej,
• Z czasem rozpowszechnił się pogląd, że reformy rynkowe i włączenie Chin do światowego systemu gospodarczego doprowadzą do nieodwracalnych zmian politycznych w tym kraju,
• Tymczasem w regionie Azji i Pacyfiku często uważa się Chiny za główne zagrożenie w tej części świata.
Dzisiejsza wizja Chin jako dynamicznej gospodarki napędzającej rozwój światowego kapitalizmu jest z pewnością niezwykle sugestywna, jednak jeszcze kilka lat temu spośród krajów azjatyckich największą uwagę przyciągała Japonia, a nie Chiny. Z kolei ideę japońskiej dominacji chętnie łączono ze znacznie szerszą koncepcją, według której charakter polityki międzynarodowej w nadchodzącej epoce miał określać region Azji i Pacyfiku, z ośrodkiem raczej w Japonii niż Chinach. Z końcem lat 80. modne były proroctwa, że nadchodzące stulecie będzie „wiekiem Pacyfiku” (a new Pacific centu-ry), w którym ten niespokojny niegdyś region osiągnie niebywały dotąd rozwój, zagrażając wręcz dotychczasowej przewadze Europy i Ameryki. Przedmiotem szczególnie śmiałych analiz stała się Japonia, przeżywająca wzrost gospodarczy z coraz większą nadwyżką w handlu zagranicznym. Nie było niemal dnia, by któryś z „ekspertów” nie rozwijał dość arbitralnych teorii na temat specyficznej japońskiej kultury pracy, czy też
- co brzmiało jeszcze bardziej oryginalnie - szczególnego protekcjonizmu gospodarczego, który, zostawiając w tyle konkurencję, miał prowadzić do japońskiej hegemonii w XXI wieku. W grę wchodził tu jednak kraj, który wyrzekł się wszelkich pretensji do mocarstwowości i dobrowolnie podporządkował się polityce amerykańskiej, świadomie przyjmując status państwa półsuwerennego, które w swej konstytucji przyjęło nawet zakaz użycia narodowych sił zbrojnych za granicą, zdecydowane bronić się raczej samochodami i magnetofonami niż karabinami i flotą. Przedstawiać taki kraj jako potencjalne zagrożenie było posunięciem doprawdy karkołomnym.
Lata 90. przejdą do historii m.in. jako czas, w którym wszystkie te prawdy, półprawdy, amatorskie teorie i mity - o Japonii, ale i o całym regionie - gwałtownie się załamały. Wielkie idee potrafią wszelako żyć własnym życiem, skoro więc raz obserwatorzy sceny międzynarodowej przyjęli, że dla Japonii, a może i dla całego „obrzeża Pacyfiku'’, nadchodzi jego wiek, pojawiające się symptomy upadku przechodziły niezauważone. To, co w końcu nastąpiło, musiało być prawdziwym Szokiem. Może zaledwie kilka osób z grona uznanych autorytetów przewidziało kryzys finansowy w Japonii, a jeszcze mniej
- bieg wydarzeń po 2 lipca 1997 roku, kiedy rząd Tajlandii porzucił wysiłki na rzecz