•dego psychologicznie zrozumiałe. Stąd też wydarzenia tego rodzaju, nie polegające na pewnym określonym systemie kultowym, są szczególnie ważne, jak np. fakt, opisany przez R. Mauniera według artykułu w pewnej ukazującej się przed łaty gazecie egipskiej: Dwaj egipscy Cyganie pokłócili się. Chcąc temu położyć kres, zaczęli najpierw w obecności uroczyście zwołanego plemienia zabijać — każdy swoje własne barany, potem zaś palić wszystkie banknoty, jakie posiadali. Na koniec jeden z nich przekonał się, że zostanie pokonany, wobec czego sprzedał jeszcze sześć swoich osłów, żeby dzięki cenie kupna pozostać mimo wszystko zwycięzcą. Gdy przybył do domu, żeby zabrać owe osły, żona jego sprzeciwiła się tej transakcji, więc zakłuł ją nożem.1 W poczynaniach tych dostrzegamy najwyraźniej coś innego niż spontaniczny wybuch namiętności. Jest to najwidoczniej pewien formalny i tradycyjny obyczaj, noszący przywróconą mu przez Mauniera nazwę mntardise. Zdaje się ona być najbliżej spokrewniona z cytowanym powyżej staroarabskim mu’dgara. Natomiast dalekie wydają się tu jakiekolwiek powiązania z re-ligią.
Pierwotnym wydaje mi się w całym tym kompleksie, jaki nosi nazwę potlatch, instynkt agonistyczny, pierwotna jest zabawa społeczności, mająca wydźwignąć na wyższy stopień pewną osobowość zbiorową lub indywidualną. Jest to zabawa, poważna, niebezpieczna, niekiedy krwawa, zabawa święta, lecz mimo wszystko zabawa. Zdołaliśmy w przekonujący sposób przekonać się już, iż zabawa może być tym wszystkim. O zabawie mówi już Marcel Mauss: „Potlatch jest w istocie zabawą i próbą".2 Również i Davy, który rozpatrywał pot-ilatch wyłącznie od strony prawnej — jako obyczaj prawotwórczy — porównuje społeczeństwa, znające potlatch, z wielkimi jaskiniami gry, gdzie majątek, ranga i uznanie nieustannie przechodzą z rąk do rąk wskutek zakładów lub wyzwania.3 Stąd też, gdy Held dochodzi do wniosku,4 iż gra w kości i prymitywna gra w szachy nie są właściwie prawdziwymi grami hazardowymi, ponieważ przynależą do sfery sakralnej i stanowią wyraz zasady potlatchu, byłbym skłonny odwrócić ów argument i powiedzieć: przynależą one do sfery sakralnej, ponieważ są prawdziwymi grami.
Gdy Liwiusz wspomina niebywały luksus, jakim otoczone były ludi publici, luksus, który wyrodził się wreszcie w sza-' leńcze współzawodnictwo,5 gdy Kleopatra przelicytowuje Antoniusza, rozpuszczając swą perłę w becie, gdy Filip bur-gundzki uwieńcza szereg bankietów, wydanych przez dworską arystokrację, świętem Voeux du faisan w Lille, lub gdy studenci przy pewnych określonych, uroczystych okazjach przystępują do ceremonialnego tłuczenia kieliszków — można, jeśli się chce, mówić o rozlicznych uchwytnych przejawach instynktu potlatchowego. Sądzę jednak, iż słuszniej i praw-dziwiej byłoby uważać sam potlatch za najbardziej wykształconą i najdobitniejszą formę jednej z podstawowych potrzeb ludzkości, którą pragnąłbym nazwać grą o sławę i honor. Termin techniczny w rodzaju potlatch, z chwilą gdy raz już zyskał prawo obywatelstwa w naukowym słownictwie, zbyt łatwo staje się etykietką*przy pomocy której odsuwa się dane zjawisko na bok, jako wyjaśnione.
Kula
Ludyczny charakter owego rytuału rozdawnictwa, który, jak stwierdzić zdołano, rozprzestrzenił się po całej ziemij ujawnił się w najjaskrawszym świetle dopiero wówczas, gdy
95
R. Maunier: Les ećhanges rituels en Afriąue du Nord, VAnnie Sodoło-£ique N.S. II 1924—25, s. 81, przyp. 1.
Bssai sur le Don, s. 102, przyp. 1.
Davy: La Foi jut&e, s. 137.
Op. cit., s. 252, 255.
Liwiusz VII, 2, 13.