Dłuższą chwilę trwała cicha rozmowa między królem a hetmanem Koniecpolskim.
Pierwszy dostrzegł go kanclerz Ossoliński i pochyliwszy się nad siedzącym w fotelu królem, oznajmił przybycie Gosiewskiego.
— Podejdź no bliżej, waszmość — powiedział król i skinął ręką.
Młody dworzanin stanął w oddaleniu przyzwoitym dla szacunku Majestatowi należnym.
— Bliżej, bliżej... Chcemy waszmości powiedzieć coś ważnego, ale nie dla wszystkich uszu!
Król uśmiechnął się, a że po raz pierwszy dzisiaj Wincenty dostąpił zaszczytu jego widzenia — wyciągnął rękę do ucałowania.
Przyklęknąwszy na jedno kolano, Gosiewski ucałował podaną dłoń i powstawszy, słuchał wolno wypowiadanych słów królewskich.
— To, co teraz usłyszysz — mówił Władysław IV — stanowi naszą królewską tajemnicę i musisz dać rycerski parol, że aż do skonania utrzymasz wszystko w sekrecie. Waszmości ojciec i brat dobrze zasłużyli się ojczyźnie i tronowi naszemu. Również na waszmość liczymy.
Przerwał na chwilę jakby dla nabrania oddechu.
— Potęga i dobro Rzeczypospolitej leży nam na sercu i dla jej dobra należy podjąć wojnę z Portą. Tego jednak nie chce zrozumieć szlachta i większość senatorów. Przygotowania do wojny muszą odbywać się więc w sekrecie nie tylko przed wrogiem, ale i przed sejmem, który własno wygody i obawę przed wzmocnieniem władzy królewskiej przedkłada nad siłę Rzeczypospolitej.
Z zainteresowaniem, ale i z pewną obawą słuchał Gosiewski zwierzeń króla o jego ambitnych planach wojennych. Zdawał sobie bowiem sprawę, że sejm nie zgodzi się na wojnę z Turcją.
Zapytany na koniec o zdanie, nie potrafił od razu dać zwięzłej odpowiedzi. Nie był w pełni przekonany o realności zamierzeń Władysława IV. Z drugiej zaś strony podziwiał króla za śmiałość przedsięwzięcia, odwagę i upór w dążeniu do celu.
Bardziej odpowiedni wydał mu się jednak projekt wojny z Tatarami przedstawiony przez hetmana. Doceniał też konieczność współpracy z Moskwą. Jednakże znając ze studiów oraz podróży zagranicznych stosunki panujące na zachodzie Europy był przeciwny oparciu polityki na takich sojusznikach. Spojrzawszy na króla i jego dygnitarzy, zrozumiał, źe poprószony został tutaj nie tylko dla wysłuchania ich propozycji, ale także wyrażenia własnej opinii.
— Niezmierny to zaszczyt najjaśniejszy panie i waszmość panowie, że uznaliście mnie za godnego wypowiedzenia się w waszej, przytomności — rozpoczął, spostrzegając, że podniecenie mija, a myśli układają się już jasno, — Każdy kraj ma swoje plany polityczne i wojenne, a cóż dopiero taki kraj jak nasza Rzeczpospolita. Nie widzę tak daleko, jak waszmościowie i może dlatego plan najjaśniejszego pana wydaje mi się
11