sporo lat na świecie i nigdzie lepszego kąta nie znajdę jak w Ojczyźnie. Tam jest twoje powołanie, tam trzeba, abyś wrócił. Kraj jęczy w niewoli, potrzeba mu młodych, aby nie skostniał. Tam należy walczyć wszystkimi siłami, jakie masz w sobie. Wierzaj mi, że chciałem tu stworzyć siłę zbrojną — przecież zawiązek polskich sił zbrojnych mógłby się przyczynić do umieszczenia sprawy niepodległości polskiej choćby na porządku dziennym przyszłej konferencji pokojowej. Ale cóż? I tutaj intrygi naszej emigracji zrobiły swoje. Hrabia Zamoyski zadziałał i, choć sprawa i tak była trudna, teraz nic się nie wskóra. Moje wysiłki wniwecz obrócone. Mam tu mir, ale cóż mi z tego. Jam stworzony dla kraju, dla moich braci, im jeno wiernie chcę służyć myślą i piórem. Stary już jestem i karabinu do ręki nie chwycę...
Głęboko przejęty Edmund wpatrywał się w twarz wielkiego poety. Wszystkie muskuły jego twarzy ściągały się ku oczom, jak gdyby wzrok wytężał, ażeby dostrzec coś niewidzialnego. Edmund nie śmiał przerywać, choć słońce zaszło za oknami i pokój pogrążył się w mroku. Wniesiono lampę oliwną. Pod wpływem światła Mic-» kiewicz, który do tej pory zdawał się nie dos
trzegać gościa, przerwał swoje wynurzenia, spojrzał na Edmunda i rzekł:
— Widzisz, rozgadaliśmy się na dobre, a tyś na pewno głodny. Cóż, herbata nie zaspokoi pustego żołądka.
Skinąwszy na gospodynię, która krzątała się przy lampie, poprosił o dobrą kolację. Edmundowi nie spieszno było opuścić gościnne progi wieszcza. Wydawało mu się, że przeżywa jakiś sen, tak był przejęty słowami Mickiewicza, który prostym i szczerym obejściem zjednał sobie jego serce. Czuł, jakby znalazł kawałek Ojczyzny. Proste słowa poety trafiły do jego duszy. Po raz pierwszy zastanowił się nad tym, co robi, nad swoją przyszłością. Zdawał sobie sprawę, że nie znalazł jeszcze drogi życiowej, nie wyznaczył sobie celu w życiu, a przecież jego dotychczasowe ideały nie dawały mu pełnego zadowolenia. Sprawy, o które walczył, były mu obce, za swoje uważał rzemiosło żołnierskie. Zostały mu tylko umiejętności znoszenia twardego życia i znajomość walki.
Mickiewicz odkrył mu nowe idee, które drzemały w nim, nie rozbudzone dotychczas przez nikogo. Przecie znał dzieje kraju ojczystego, wiedział, że niepodległość trzeba wywalczyć własnymi rękami, ale wszystko to wydawało mu się dotąd jakieś odległe, nierealne.
Późną nocą Edmund pożegnał się z Mickiewiczem, nie przeczuwając, że widział go po raz pierwszy i ostatni. W parę miesięcy później wielki poeta zmarł w Konstantynopolu na cholerę. W uszach Edmunda dźwięczały wciąż słowa pożegnania:
— Wracaj do kraju, tam clę potrzebują.
Dotarł do swego zajazdu, trzymając pod pachą
33
3 — Pułkownik Callier