leżach zimowych w Prusach i na Mazowszu, odmówiły Karolowi Gustawowi posłuszeństwa i powróciły pod rozkazy króla polskiego Jana Kazimierza.
*
Zwinięta w kulkę kartka papieru potoczyła się prosto pod nogi. Było już ciemnawo i skąpe światło uchodzącego dnia, z trudem przebijające się przez grube szkła okien królewieckiego zamku, nie pozwoliło rozpoznać postaci niknącej za załomem ściany korytarza. Przepadła jak kamień w wodę.
Szybko rozejrzawszy się dokoła, Gosiewski błyskawicznie podjął szarą kulkę, wsuwając ją za szeroką cholewę buta. Nie od dzisiaj musiał się mieć na baczności i choć niczego mu nie brakowało na elektorskim dworze, żadna rozmowa czy przywitanie z kimś nie odbywały się w cztery oczy. Czysty przypadek to sprawił, że na chwilę znalazł się w korytarzach sam, bez czujnych oczu dworzan elektora i szwedzkich szpiegów.
Od kilku już tygodni gościła na dworze Fryderyka Wilhelma królowa szwedzka wraz ze swoim orszakiem.
Damy dworu królowej — wysokie i białowłose — adorowane były przez przebywających na elektorskim dworze kawalerów różnych narodowości z wielką atencją. Jakby do każdej z nich przylgnęła nie tylko uroda, ale i cala sława szwedzkiego dworu.
Największym jednak zainteresowaniem cieszył się skryty i zawsze zadumany młody polski hetman Gosiewski. Szczególnie chętnie i długo tańczyła z nim i rozmawiała poważna Astrid — porozumiewająca się wytworną francuszczyzną, kiedy po tańcach przechadzali się wokół balowej sali.
Gosiewski tęsknił za Warszawą, w której pozostawił serce, a tutaj w Królewcu, chociaż na niczym mu nie zbywało, nie był pewny swego jutra.
W komnacie był sam, ale za drzwiami, kilka