Rozkazy po kilkunastu minutach były już sprawnie wykonywane. Głównodowodzącego nie było — nikt nie wiedział, gdzie się znajdował. Całą odpowiedzialność za losy oddziałów wziął na siebie major Rębajło.
Carscy żołnierze zbliżali się do ipozycji powstańców. Oddział węgierski prędko i sprawnie rozwinąwszy się w tyralierę wyszedł naprzeciw nieprzyjaciela. Strzelanina trwała około półtorej godziny nie wyrządzając większych strat. W pewnej chwili dragoni z prawego skrzydła zaszli tyły powstańców. To stało się zaskoczeniem. Odwód Szameta, który miał w tej sytuacji wejść do akcji, rozproszył się w jednej chwili i zawrócił ku lasowi. Na placu boju pozostał tylko Szamet i kilkunastu co waleczniejszych powstańców.
Major Rębajło pogalopował w stronę uciekających, starając się ich zawrócić. Nie udało się. Popłoch przesądził losy potyczki. Kalita na rannym kulejącym wierzchowcu przedostał się przez las na pole i tam został wzięty przez żołnierzy austriackich do niewoli. Okazało się bowiem, że za lasem przechodził już kordon graniczny. Główną myślą majora była teraz przede wszystkim sprawa uwolnienia się. Po długich zabiegach udało mu się wreszcie przekupić stróżującego Austriaka i wraz z kilkoma innymi oficerami, którzy znaleźli się w podobnej sytuacji, wydostali isię ze stodoły, w której byli zamknięci. Pod osłoną nocy dotarli do dworu, 'gdzie zostali niezwykle serdecznie ugoszczeni przez właściciela. Kalita musiał jednak przez kilka dni pozostać u gospodarzy, stan bowiem jego nogi przy upadku z konia w czasie ;bitwy nie pozwalał na szybkie poruszanie się. Pozostali oficerowie zostali z pomocą zacnego gospodarza przewiezieni do Krakowa.
W czasie kilkudniowej rekonwalescencji major Kalita miał czas na przeanalizowanie ■bitwy pod Czernichowem. Myśl o klęsce nie dawała mu spokoju. Nieudolność pułkownika Taniewskiego była oczywista. Jego brak zainteresowania dowodzonymi oddziałami, nieprzemyślana taktyka marszu oraz nagłe przejęcie dowództwa przez Kalitę, spowodowane nieobecnością Tetery w czasie bitwy — wszystko to po trosze zaważyło na rozbiciu powstańców. Ochotnicy, którymi dowodził Rębajło, stanowili jeszcze słaby element, nie obeznany z trudami wojennymi, który po pierwszym zetknięciu z wrogiem tracił odwagę i zdolność do walki. Były to zresztą rezultaty pracy organizacyjnej, której był świadkiem w Krakowie. Winił też siebie samego, że natychmiast po przekroczeniu granicy nie odłączył się od Tetery. Ale na to nie pozwoliła mu dyscyplina wojskowa. Podlegał przecież Taniewskiemu, choć nie darzył go ani szacunkiem, ani sympatią. Teraz jednak czuł się zwolniony z tego obowiązku.
63