\
Gdy wszystkie rozproszone grupy oddziału Wróblewskiego połączyły się z Duchyńskim, dowódca zarządził marsz przez puszczę. Oddział został teraz zreorganizowany. Z całej piechoty stworzono dwie kompanie: jedną, w której skład weszło 90 strzelców i 80 kosynierów, dowodził Tołkin, drugą zaś, w sile 112 strzelców i 80 kosynierów — Huwald.
Duchyński jazdę wysłał ku Prużanie, sam zaś z oddziałem stanął w dwa dni po utarczce pod Mereczowszczyzną w osadzie Popielarnia, w powiecie Słonimskim, w pobliżu Borek. Stąd do Sieradowa ciągnęła się niewielka grobel-ka.
Postój w Popielami miał trwać krótko. Nagle straże zawiadomiły dowództwo, że niedaleko od miejscowości, na szosie, stoi oddział wojsk rosyjskich. Jeszcze powstańcy nie wypoczęli po walce nad Sciercieżą, a już wszystko wskazywało na to, iż przyjdzie im stoczyć nową bitwę. Wróblewski i Duchyński postanowili przedsięwziąć wszelkie środki ostrożności, ażeby uniknąć niespodziewanego ataku. Ich plan przewidywał właśnie zaskoczenie przeciwnika. W tym celu grupę 31 strzelców, na których czele stanęli Zaremba i Huwald, wysłali naprzód, w błota nad grobelką, gdzie mieli zorganizować zasadzkę na przeciwnika. Huwald i Zaremba, ściśle stosując się do wytycznych dowódzwa, ukryli strzelców w błotach i nakazali dokładne zamaskowanie zasadzki.
Oczekiwanie wojsk rosyjskich przedłużało się. Wydawało się, że oddział carski nie wejdzie na te tereny i że całe to przygotowanie było bezcelowe. Dzień był ładny, słoneczny, a Wróblewski wciąż trwał na posterunku.
Nagle, o godzinie trzeciej po południu, na błotniste tereny wokół grobli wkroczył nieprzyjaciel, w składzie dwóch rot piechoty i kozaków. Nie spodziewając się oporu Rosjanie poruszali się wolno, bez zbytnich środków ostrożności. Na wszelki wypadek jednak wysłali naprzód pięciu kozaków, którzy mieli stanowić ubezpieczenie oddziału.
Powstańcy zamarli w bezruchu, wiedząc, że za chwilę przyjdzie im stoczyć bitwę. Po raz pierwszy znaleźli się w sytuacji, kiedy to właśnie oni mieli zaatakować nieprzyjaciela.
Nie zdradzając się niczym, zaczekali, aż minie ich pięcioosobowa grupa kozaków i wtedy dopiero otworzyli ogień do piechoty rosyjskiej. Niespodziewane strzały z gęstwin całkowicie zaskoczyły Rosjan. Nie wiedzieli, jak silny jest oddział powstańców. Piechota carska rozsypała się w bezładzie. Trwało to jednak tylko przez moment, bo zaraz, odzyskawszy równowagę, poczęła się formować. Wtedy ludzie Wróblewskiego ponownie otworzyli ogień, po czym cofnęli się o jakieś 15 kroków. Chwila przerwy w strzelaniu ułatwiła sytuację przeciwnikowi. Dosłownie wystarczyło kilkanaście sekund, aby oddział rosyjski stanął w zupełnej gotowości
75