łował swego towarzysza. Kalita nie przypuszczał, że widzi go po raz ostatni w życiu.
Nastała cisza. Opustoszały klasztor tonął w szarzyźnie przedświtu. Kalitą opadły niewesołe .myśli, nie mógł zasnąć. Dumał nad swoją żołnierską dolą.
W pewnej chwili za drzwiami rozległy się kroki. .Do celi wszedł ksiądz.
— Musisz majorze zaraz opuścić klasztor! Lada chwila będzie tu wojsko carskie. Mnie i ciebie zabiorą, nie chcą ginąć!
— Jak to? — rzekł major. — Wziąłeś pieniądze od generała, byś mnie tu przechował, a teraz chorego wypędzasz?
— Żołnierze znają tu każdy zakamarek. Nie maim gdzie cią ukryć. Idź w las, bo inaczej obydwaj zawiśniemy na szubienicy.
Nie było innego wyjścia. Kalita poprosiwszy księdza o laską, bez której nie mógłby się poruszać, powlókł się do lasu. Zaszywszy się w gęstwinie, ułożył się na ziemi i ze znużenia zasnął. Obudził go około południa głuchy huk i odgłosy wystrzałów. 'Ból nogi i głód doskwierały mu sromotnie. Gorączka paliła płuca. Mijały godziny. Nagle w gęstwinie drzew poruszyła się jakaś postać, kierująca się w stronę klasztoru. Kalita zawołał o pomoc.
— Pomóżcie! Chciałbym dostać się do jakiejś chałupy. Jestem głodny, przemarzłem do szpiku kości, a jeszcze przeklęta noga, która mi dokucza!
Nieznajomy podszedł do leżącego Kality, Był to młodzieniec o dobrodusznej twarzy.
— Boże, czy pan przypadkiem nie żołnierz z oddziału, który wyruszył dzisiaj nad ranem z klasztoru? Bo właśnie wysłano mnie, bym sprawdził, czy tam sit? nie schronili nasi z oddziału rozbitego przez wroga w bitwie pod Jeziorkiem!
Kalita zakrył dłonią twarz. Las zawirował mu przed oczami. Stracił przytomność.
Po opuszczeniu klasztoru oddziały powstańcze, w skład których wchodziły: piechota stop-nicka Rębajły, dowodzona w jego zastępstwie przez kapitana Piotra Lewandowskiego, eskorta jazdy wraz z generałem Bosakiem, dowodzona przez majora Szameta, skierowały się w kierunku lasu iłżeckiego. Siły ich wynosiły około dwustu pięćdziesięciu ludzi. O godzinie wpół do ósmej w Jeziorku zostali zaatakowani przez wojska carskie Czengerego, liczące osiem rot piechoty, dwa szwadrony dragonów, oddział kozaków i dwa działa. Pierwsze uderzenie dragonów odparł pluton ułanów pod dowództwem majora Szameta, który w tej szarży poległ bohatersko. Piechota i reszta kawalerii powstańczej zaczęła się cofać, ostrzeliwując się nieprzyjacielowi rażącemu gęsto ogniem roto-wym, potem kartaczowym przy równoczesnym oskrzydlaniu oddziału. Część jazdy powstańczej
75