Liczna armia wroga po kilku dniach zaczęła odczuwać dotkliwy głód. Najazd wypadł w najgorszym okresie dla zaopatrzenia tak licznej rzeszy w żywność. Zboża stały na pniu, a wojewoda krakowski ściągnął wszystko, co było w pobliżu, jako zapasy do Krakowa. Kesztę zagarnęły te wojska polskie, które nie weszły do stolicy, a które teraz atakowały czeskie oddziały aprowizacyjne i uniemożliwiały im wykonywanie zadań. Kazimierz nie zdecydował się na schronienie w murach miasta. Siły, jakie mu pozostały, podzielił na mniejsze grupy, . z których każda została rozlokowana w pobliżu stolicy w lasach i wśród okolicznych wzgórz. W ten sposób Polacy śledzili przebieg walk ob-lężniczych, a równocześnie nie dopuszczali, aby zagony wojsk czeskich rozprzestrzeniały się zbyt daleko. Było to rozsądne posunięcie, a król nie mogąc przyjąć walnej bitwy, dopuścił więc do oblężenia stolicy. Równocześnie do pewnego stopnia sam szarpał oddziały tyłowe przeciwnika i ciągle mu zagrażał.
Dla Jana Luksemburskiego, zbyt doświadczonego wojownika, aby nie odgadł planu Kazimierza Wielkiego, sytuacja stawała się coraz mniej wygodna. W momencie gdy wojska czeskie przystąpiły do oblężenia Krakowa, pustosząc przy tym jego okolice, ich dotychczasowa przewaga liczebna stopniowo zaczęła topnieć. Było to spowodowane między innymi trudnościami, jakie niosły prace oblężnicze, zaopatrzenie wojska itp. Kazimierz właśnie na to liczył i upatrywał sposobnej chwili do rozpoczęcia decydującego uderzenia. Tymczasem musiał patrzeć, jak Czesi niszczą dobytek i plony jego poddanych. Sam Kraków znalazł się w ogromnym niebezpieczeństwie. Dni lipcowe 1345 roku były niezwykle ciężkie dla ambitnego króla polskiego, który w całej swojej dotychczasowej działalności kierował się jedynie interesami państwa, dążąc do zapewnienia mu spokoju, dobrobytu i bezpieczeństwa. Gotów był jak rycerz z mieczem w ręku bronić Królestwa Polskiego i swojego honoru, toteż podjął niespodziewaną decyzję.
W obozie Jana Luksemburskiego pod koniec 17 lipca stanęli dwaj wysłannicy polscy, przynosząc Janowi Luksemburskiemu w imieniu Kazimierza Wielkiego wyzwanie do rycerskiego pojedynku. Postępowanie takie było całkowicie zgodne z duchem epoki, lecz nieczęsto się zdarzało, aby król — króla wzywał do walki z mieczem czy kopią w ręku. Jan Luksemburski wyzwania nie przyjął. Ciekawa rzecz, że przecież mógł się wyręczyć w walce swoim synem, późniejszym królem Czech i cesarzem Niemiec Karolem IV, lecz widocznie nie ufał zbytnio jego umiejętnościom rycerskim, których zaś znajomością Kazimierz Wielki już się kilkakrotnie wykazał.
Wspomniany przed chwilą epizod doskonale charakteryzuje sylwetkę władcy Polski, jednak
89