kowieckiego. Niestety w końcu generał Dembiński potwierdził mu smutną wiadomość.
Ostatni obrońcy stolicy w 1831 roku z Bogusławskim na czele opuścili miasto. Do Warszawy zaczęły wkraczać triumfalnie wojska carskie. Ze ściśniętym sercem generał wyprowadził z miasta przez most na Pragę swe mocno przerzedzone zastępy. Straty dywizji wyniosły w dwudniowym boju prawie dwa tysiące siedemset ludzi. 4 pułk zmniejszył się o siedmiuset żołnierzy i oficerów, z biednych „czapników” 10 pułku zaledwie trzecia część pozostała w szeregach. W ostatnim ustępie raportu dał generał wyraz swego przywiązania do czwartaków, wyliczając bowiem straty pisał: „podpułkownik Majewski, dowódca pułku 4 piechoty liniowej, i major Sporny, dowódca batalionu tegoż pułku, szczególnie w dniu tym przez swoją nieustraszoną waleczność odznaczyli się w bitwie. Obydwaj odnieśli ciężkie rany, z których pierwszy w dni kilka zakończył życie, jak prawy syn swojej Ojczyzny”.
O sobie samym, że przez dziesięć godzin osobiście prowadził bataliony do kontrataków lub zachęcał do upartej obrony, Bogusławski ze zwykłą skromnością nic nie wspomina w raporcie. Lecz o jego męstwie mówią nam relacje świadków. Bogusławski nie podzielił losu generałów: Franciszka Żymirskiego, Ludwika Kickiego, Henryka Kamieńskiego i Józefa Sowińskiego, tych dzielnych żołnierzy i zdolnych dowódców, którzy polegli śmiercią mężnych. Nazwisko Bogusławskiego zasługuje, aby było wymienione z równym szacunkiem jak poprzednie. Wszyscy oni uratowali honor naszej generalicji, jakże często oziębłej w patriotyzmie i niedołężnej w działaniu.