uczeni w anegdocie«
Paul Erdós
był najbardziej charyzmatycznym matematykiem XX wieku.
NAJBARDZIEJ niezwykłym matematykiem XX stulecia był Paul Erdós. Urodził się w 1913 roku w Budapeszcie. Jego rodzice, Lajos i Anna, całkowicie zeświecczeni Żydzi, byli nauczycielami matematyki. Paul musiał odziedziczyć po nich zdolności - mając trzy lata, sam odkrył istnienie liczb ujemnych. Gdy dorósł, studiował matematykę w rodzinnym mieście, potem uzyskał tam doktorat. Już jako student zadziwił świat matematyczny niezwykle pomysłowym dowodem tzw. twierdzenia Czebyszewa dotyczącego liczb pierwszych. W1934 roku w obliczu narastającego antysemityzmu na Węgrzech, wyjechał do Anglii, a potem do USA.
Nie chciał nigdzie zatrudniać się na stałe, gdyż traktował to jako ograniczenie wolności osobistej.
Do końca życia nie miał własnego domu ani stałego miejsca zamieszkania. Przenosił się stale, wykorzystując liczne zaproszenia na konferencje oraz na wykłady w ośrodkach matematycznych całego świata. Mieszkał w hotelach i pokojach gościnnych. Całe mienie woził w walizce. Nie miał żadnego majątku, ponieważ pieniądze z honorariów i licznych nagród przeznaczał na wspieranie studentów. Z niezwykłą energią poszukiwał problemów matematycznych do rozwiązania, a swym entuzjazmem zarażał innych. Pracował bez wytchnienia, czasem po 20 godzin na dobę. Mówiono, że kto nie zna Erdósa, ten nie jest prawdziwym matematykiem. Napisał około 1500 prac, głównie z teorii liczb, kombinatoryki i teorii grafów. Był jednym z najbardziej wydajnych matematyków wszystkich czasów.
W późnym okresie życia Erdós był uzależniony od ben-zedryny, którą zażywał w dzień i w nocy. Jego przyjaciel Ron Graham starał się go bezskutecznie uwolnić od tego nałogu. Obiecał mu znaczną sumę pieniędzy za wstrzymanie się od benzedryny przez miesiąc. Erdós przyjął wyzwanie, ale po miesiącu abstynencji wrócił do narkotyku. Wspominał potem, że był to najgorszy miesiąc w jego życiu, ponieważ godzinami wpatrywał się w pustą kartkę i nic mu nie przychodziło do głowy.
W 1969 roku Casper Goffman zaproponował parametr, liczbę Erdósa, w celu klasyfikowania matematyków. Jest to liczba kroków łączących danego matematyka z Erdósem w łańcuchu współpracowników. Jeśli ktoś napisał z Erdósem jakąś pracę, to jego liczba Erdósa równa się 1. Liczba Erdósa równa 2 przypada matematykom, którzy napisali ja-s kąś pracę wspólnie z kimś o liczbie 1, liczbę 3 posiadają ci,
którzy napisali pracę z kimś o liczbie 2, i tak dalej. Ta żartobliwa klasyfikacja bardzo się spodobała. Jerrold Gross-man prowadzi obecnie nawet specjalną stronę internetową, gdzie są wszelkie dane statystyczne na ten temat. Według danych z 2007 roku posiadaczy liczby Erdósa równej 1 jest 509, a równej 2 prawie 6600. Matematyków mających liczbę Erdósa 5 jest niemal 88 tysięcy. Te dane oczywiście się zmieniają, ponieważ do statystyki są stale dodawane różne drobne przyczynkowe prace. Z ciekawostek: liczbę Erdósa 2 miał Albert Einstein, a na przykład liczbę 4 - David Hilbert i Bill Gates.
Stanisław Ułam, opisując Erdósa, podał, że był on ...wzrostu niższego niż średni. To człowiek niezwykle nerwowy i pobudliwy, (...) niemal bez przerwy podrywał się z miejsca i machał rękami. Jego oczy zdradzały, że zawsze myślał o matematyce, z wyjątkiem tych chwil, kiedy wygłaszał raczej pesymistyczne sądy na temat wydarzeń na świecie, polityki i reszty ludzkich spraw. Kiedy przychodziła mu do głowy jakaś zabawna myśl, podrywał się, machał rękami i siadał znowu. (...) Jego dziwactwa są tak liczne, że niepodobna opisać wszystko. Zaliczał się do nich (...) jego bardzo specyficzny język. Takie wyrażenia jak „epsilon" (dziecko), „niewolnik" i „szef" oznaczające męża i żonę, „złapanie" (małżeństwo), „kazanie” (wykład) i całe mnóstwo innych są obecnie dobrze znane w środowisku matematyków.
Pewnego razu dziennikarka zapytała Erdósa, dlaczego się nie ożenił. Na to odparł: Pewnie się pani zdziwi, ale powodem jest to, że ja nie toleruję przyjemności seksualnej.
Miał zwyczaj telefonowania do matematyków na całym świecie, aby dyskutować o problemach matematycznych. Nie zwracał oczywiście uwagi na różnice czasu w różnych krajach, nie rozumiał, że jego rozmówcy mogą akurat spać lub mieć jakieś zajęcia. Znał na pamięć numery telefonów wszystkich matematyków, których kiedykolwiek spotkał. Pamięć miał jednak bardzo wybiórczą. Nie znał imienia żadnego ze swych współpracowników i znajomych. Tylko do jednej osoby, Toma Trottera, zwracał się po imieniu, ale mówił do niego: Bill.
Na jego wykłady przychodziło z biegiem lat coraz więcej słuchaczy, gdyż każdy chciał zobaczyć obrosłą legendą postać. Uczony z humorem mówił, że widocznie liczą na jego rychłą śmierć, żeby móc się pochwalić obecnością na jego ostatnim wykładzie.
Zmarł podczas wizyty w Warszawie we wrześniu 1996 roku. OAKW
PAŹDZIERNIK 2008 WIEDZA I ŻYCIE".......
61