Kiedy zdecydowaliście, że zamieszkasz we Włoszech?
- W połowie sezonu 1999. Zdecydowaliśmy, że nie warto wracać do kraju po trzech dniach jazd we Włoszech. Było to zbyt obciążające, zwłaszcza że byłem jeszcze bardziej zaangażowany w prace z zespołem. Testowałem i rozwijałem nadwozia oraz silniki kategorii Junior. Wszystko, co zbudowała fabryka CRG, ja testowałem - od najmniejszej zwrotnicy poprzez osie czy felgi po nowe podwozia, silniki i wydechy. Mieszkałem blisko fabryki i jednego z najlepszych torów kartingowych na świecie, South Garda Racing Track w Lonato. Wszystko było pod ręką, mogłem bardzo dużo jeździć i trenować. W końcu zamieszkałem na stałe we Włoszech, z szefem jednego z zespołów. Jak się potem okazało, spędziłem w Italii parę dobrych lat.
To musiała być dla ciebie trudna decyzja...
- Nie była to moja decyzja! W wieku trzynastu lat nie możesz sobie postanowić, że przeprowadzasz się do Wioch. Decyzja należała do moich rodziców, choć oczywiście właśnie to chciałem zrobić. Sądzę, że żadnych wątpliwości czy zawahań tutaj nie było. Według mnie był to naturalny krok dalej, kontynuacja tego, co robiliśmy.
Pobyt poza krajem, dużo jeżdżenia - nie było to zbyt dużym wyzwaniem dla tak młodego chłopaka?
- Dla mnie to nie było wyzwanie, najpierw jeździłem po prostu dla przyjemności. Potem, jak zacząłem jeździć we Włoszech, to wszystko jakoś stało się pracą, sposobem na życie. Miałem szczęście, bo w wieku 11 lat już pracowałem i przy okazji robiłem to, co lubię robić - jeździłem. Moim domem zawsze były tory wyścigowe. Jeździłem w wyścigach, testowałem praktycznie cały czas. Tak było przez wiele kolejnych lat - zdarza się, że któryś rok z rzędu spędzam na przykład urodziny na torze, przejeżdżając kolejne okrążenia testowe.
Czy rozstanie z rodzinnym domem, aby podjąć pracę w tak młodym wieku, nie było bolesne?
- To była szansa robienia czegoś, co kocham. O czym marzyłem od dziecka. Nie widziałem więc żadnego problemu. Nie było to nieoczekiwane wyzwanie, lecz coś, na co od dawna ciężko pracowałem. W decyzji o wyjeździć do Włoch nie było żadnych kompromisów czy poświęceń. Moi rodzice cieszyli się, bo znali ludzi, z którymi zamieszkałem, i wiedzieli, co się ze mną dzieje. To pozwoliło mi na kontynuowanie kariery, a na tym etapie była to już kariera. Nauczyłem się nowego języka, poznałem inny styl życia. Myślę, że cale to doświadczenie pozwoliło mi na szybsze dorośnięcie.
Czy poza jeżdżeniem miałeś jakieś hobby, coś robiłeś w wolnym czasie?
- Nic, sarna jazda. Nudno na pewno nie było, nie było czasu na rozmyślania. Poza tym na sukcesy trzeba pracować - dużo trenować i testować, to jest część recepty. Trening czyni mistrza, więc im więcej się trenuje, tym lepiej. Przy tym robiłem to, co kocham. Miałem przywilej startowania na najwyższym poziomie, w największych zawodach, miałem dobry zespół. Myślę, że to niełatwe, aby trafić na dobrych ludzi, a ja zawsze miałem wokół siebie kogoś, kto we mnie wierzył i pomagał. To bardzo ważne. Cały ten okres spędzony we Włoszech, te cztery czy pięć lat, to była bardzo dobra szkoła życia.
Przy okazji odniosłeś sporo sukcesów. Wspominałeś już o sukcesach w mistrzostwach Włoch, ale przecież były też inne, ważne zwycięstwa...
- Na początku nie było łatwo, bo nie znałem torów, nie znałem rywali. Jednak w pierwszym sezonie startów zdobyłem mistrzostwo, potem powtórzyłem ten sukces w kolejnym sezonie i dorzuciłem mistrzostwo Niemiec, jeżdżąc jakby na dwa fronty. Do tego były pojedyncze, ważne imprezy, jak mistrzostwa Europy, gdzie byłem drugi w sezonie 1998, wygrana w Pucharze Margutti czy triumf w Pucharze Monako. Te zawody rozgrywano na fragmencie toru Formuły 1 i startowali tam kierowcy zaproszeni przez księcia Monako. Jako pierwszy zawodnik w historii wygrałem tę imprezę dwa lata z rzędu, w 1998 i 1999 r.
Bardzo bogaty plan startów, biorąc pod uwagę twój młody wiek. Jak wyglądała sytuacja ze szkołą? Jakim byłeś uczniem?
- W szkole siadałem w ostatniej ławce, łatwiej było pogadać z kolegami. Jak mieliśmy siedem lat, czasami trudno było nas uciszyć! Dobrze wspominam podstawówkę, fajnie było spędzać czas z kolegami. Najbardziej lubiłem matematykę i bytem dobry z tego przedmiotu. Nie lubiłem historii. Miałem naprawdę dobrych nauczycieli, bardzo mi pomagali. Kiedy miałem trzynaście lat i startowałem we Włoszech, ale mieszkałem w Polsce, po tygodniu obecności w szkole jechałem na zawody i nie było mnie przez kilka dni. Musiałem nadrabiać, gonić inne dzieci.
47