IMGW72 (2)

IMGW72 (2)



924 WACŁAW BERENT

—    Henryk?! — krzyknął Muller bezwiednie i zrobił ruch, jakby mu do kolan chciał przypaść z powrotem. Lecz w tejże chwili odepchnęło go coś wewnętrzną odrazą.

Stał przy oknie i patrzał, jak powoli rozpływa się mrok. Już się rozjaśniały dachy i kominy, już perłowy świt opływał wieże kościelne i dzwonił w ciche sygnaturki. Modlitewne szepty przebiegły po mieście. Tu i owdzie wychylały się z domów otulone w chusty, przygarbione sylwetki kobiet: zbierały się i skupiały zewsząd ciche gromadki tych, co wierzą.

Mullerowi zdawało się, że tuż przed jego oczyma przebiegły w szalonym popłochu zmory nocne: łopot wielkich skrzydeł usłyszał i tchnienie pędu poczuł. Tuż poza oknem zasze-leściały tak w nagłym pośpiechu zbudzone liście: poruszyło je pierwsze tchnienie rannego wiatru.

—    Więc ta chwila, co się zbliża — myślał — najstraszniejsza ze wszystkiego, co stać się może — więc ona nie jest nawet końcem?!... Więc kiedyś jeszcze raz to samo?!...

Wpadł mu w ucho gwar przytłumiony, czujny, kłótliwy: po drzewach budziło się już ptactwo.

A ten świergot radosny, te ciche deszcze strząsanej przez ptactwo rosy, zapach ziemi świeży i kojący oraz te złote pochodnie, co pozapalały się na szczytach wież i kominów — przyniosły mu na rozpalone czoło miękkiej dłoni współczujące dotknięcie.

I łzy trysnęły mu do oczu.

Ciężką głowę przechylił w tył i wsparł ją o kobiecą pierś...

—    Przyszłaś? — pytał sennie. — Powiedz ty! — więc to nie jest jeszcze końcem?

Zimna marmurowa pierś... A jednak bije wszak pulsem życia? Puls ten jak młot wali mu w skroń. A te dłonie na skroniach chłodzą jak lód, ściskają mocno, mocno...

—    Utęsknienie moje!... Życia mego jedyny jasny promieniu!... Powiedz — więc to jeszcze nie koniec?!

Głowę wciąż do tych piersi tulił i — rozchylił powieki. Grozy niemy krzyk przebiegł mu chłodem po krzyżach. „Ktoś

ty?!” — pytały oczy. Nad nim czaiła się jak pantera, śniada, prawie brunatna twarz kobiety o nieludzkiej potędze zimnego wyrazu. Widzi na jej skroniach puszyste pęki przepaścistej czerni włosów; zielonawa głąb polipowych oczu wpija się w niego, wsysa mu się w krew. Chłodne, lodowe dłonie oplotły mu czoło, skuły głowę w te kleszcze i cisną, wmiażdżają mu czaszkę w granitową pierś...

Ramiona przed się wyprężył, zachwiał się i zwisł na framudze okna.

Przyskoczył doń chart, obwąchał i najeżył sierść. Prężąc łapy i cofając się zadem, zbierał się w sobie, kurczył, wreszcie skoczył w okno i wypadł jak strzała do ogrodu. Hurmem załopotało ptactwo, jakby wicher żaglem targnął. Chmurą ciemną zerwały się roje z drzew i rzuciły się w dół, ku miastu; w nagłym zwrocie szarpnęły na lewo i uderzyły w górę, zakrążyły kołem, kołem i jeszcze raz kołem, kąpać się i pławić w słonecznej roztoczy...

Jasny świt poranku rzucał rosę na więdnące kwiaty. W różowe i fioletowe plamy powoli je rozświetlał i roztapiał, zwiewnym całunem sinej mgły nakrył i ten klomb barwny jednym akordem chłodnego tonu tłumiąc, w iskrzeniu jakimś plamy rozkołysał, cały pokój osnuł, omotał, ukwiecił.

Koło laurowego wieńca, oparte o poręcz fotelu, ujmowało Hertensteina po pas w ciemną ramę; purpurowe szarfy zwisie po bokach tuliły go jak w ramiona. W perłowym rozbrza-sku dnia i w błyskaniu kwietnych barw twarz jego stawała się mleczną, przezroczą, tchnieniem błękitu jakby owianą i w półsennym zasłuchaniu w ranny świergot ptactwa po raz ostatni jakby uśmiechniętą. Nagle poruszyły się jego wargi i rozlały uśmiech na całą twarz.

—    Chcesz wiedzieć?... — zaczął.

Zagłuszył go świergot na dworze. Promień słońca przedarł się przez liście i rojem złotych motyli rzucił się na kwiaty.

—    Chcesz wiedzieć?...


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
IMGW06 (3) 192 WACŁAW BERENT —    Miiller?! — krzyknął krótko, a usta, jakby w oczeki
IMGW28 (2) 236 WACŁAW BERENT —    Pustka.    . „ . Muller aż się
IMGW52 (2) WACŁAW BERENT I zdawało się Mullerowi, że oto zrywa się z szpitalnego łóżka i ucieka z te
IMGV74 (3) 128 WACŁAW BERENT Oczy Mullera skierowały się znów na prawo, gdzie świeciła w półcieniu b
IMGV79 (3) 138 WACŁAW BERENT — A ty, pan Borowski, pożal się nad Mullerem i wyrzucaj go won od siebi
IMGV98 (3) 176 WACŁAW BERENT Jelsky nie pojął od razu, zwrócił się jednak czujnie w stronę Mullera.
IMGW60 (2) WACŁAW BERENT Muller spłonął w jednej chwili, bąknął coś, ukłonił się i cofnął się czym p
IMGV98 (3) 176 WACŁAW BERENT Jelsky nie pojął od razu, zwrócił się jednak czujnie w stronę Mullera.
IMGW31 (2) WACŁAW BERENT I Muller przysunął się nagle, cicho i potulnie jak chart, i n aj niespodzie

więcej podobnych podstron