XXVIII ALFRED DE MUSSET
skich jego zamierzeń znajdujemy zniszczony dramat i szkice do powieści z czasów Juliana Apostaty, jako próbę ideowego klucza do własnych czasów.
Alfred de Musset w Spowiedzi dziecięcia wieku (1835) szukał psychologicznego i moralnego rodowodu swego pokolenia na drodze popularnego w epoce porównania dwu momentów dziejowego przełomu:
Czytając dzieje upadku Cesarstwa rzymskiego niepodobna nie spostrzec szkód, jakie chrześcijanie, tak cudowni na pustyni, zadali Państwu z chwilą, gdy doszli do władzy. „Kiedy myślę, powiada Monteskiusz, o głębokim nieuctwie, w jakim grecki kler zanurzył ludzi świeckich, mimo woli nasuwa mi się porównanie z owymi Scytami, o których mówi Herodot, a którzy wykluwali oczy niewolnikom, iżby nic nie mogło ich rozproszyć i oderwać od ubijania mleka. Żadna sprawa państwowa, pokój, wojna, rozejm, układy, małżeństwa, nic nie działo się inaczej, jak za pośrednictwem mnichów. Nie uwierzyłby nikt, ile złego stąd wynikło”.
Monteskiusz mógłby dodać: Chrystianizm zgubił cesa-rzów, ale zbawił ludy. Otworzył barbarzyńcom pałace Konstantynopolu, ale otworzył drzwi chatek Chrystusowym anio-łom-pocieszycielom. Właśnie tu chodziło o mocarzy świata! cóż nas obchodzą te ostatnie rzężenia skażonego aż do szpiku cesarstwa, te posępne skurcze galwaniczne wstrząsające jeszcze szkielet tyranii na grobie Heliogabala i Karakalli! Było w istocie co zachowywać, tę mumię Rzymu zabalsamowaną w olejkach Nerona, spowitą w całun Tyberiusza! Chodziło, panowie politycy, o to, aby iść między biednych i zwiastować im pokój; chodziło o to, aby pozwolić robakom i kretom toczyć pomniki hańby, ale zarazem wydobyć z łona mumii dziewicę równie piękną jak matka Odkupiciela, nadzieję, przyjaciółkę uciśnionych.
Złowróżbnym symbolem epoki, symbolem bezpłodnego eklektyzmu, wyrafinowania, wyczerpania i znużenia staje się „ruina”:
Żyjemy jedynie wśród szczątków, jak gdyby koniec świata był bliski.
I dalej:
Stworzyłem w sobie wielki lamus ruin, aż w końcu, zabiwszy w sobie pragnienie długim spijaniem wszystkiego, co nowe i nieznane, sam uczułem się ruiną.
(Przeł. Tadeusz Boy-Żeleński)
Atmosfera umysłowa Europy niewiele się zmieniła do połowy XIX stulecia. Przypomnijmy choćby listy Gustawa Flauberta i Zwierzenia Lamartina. Dwa ustępy z korespondencji Flauberta dają niezłe pojęcie, jak owoczesna myśl historyczna nie mogła się oderwać od omawianej tutaj paraleli. W 1844 roku Flaubert pisał:
Czytałem ponownie Dzieje Rzymu Micheleta, nie, starożytność przyprawia mnie o zawrót głowy. Żyłem w Rzymie, to jest pewne, za Cezara lub Nerona. Czyś myślał czasami o wieczorze w dniu triumfu, gdy powracały legiony, gdy paliły się wonności dokoła rydwanu triumfatora, a wzięci do niewoli królowie szli z tyłu? A cyrk! Tam, widzisz, należy żyć, tylko tam się swobodnie oddycha pełną piersią powietrzem poezji, jak na wysokiej górze, aż serce mocno bije!
To brzmi jak wariant z historycznej części Irydiona. A oto list z 1851 roku, który można uznać za współczesny człon paraleli, za glosę do Dokończenia:
Spotkał mnie, jak pospolitego mieszczucha, zawód. Szukałem Rzymu Nerona, a znalazłem tylko Rzym Sykstusa V. Klesze powietrze wnosi miazmaty nudy do miasta cezarów. Sutanna jezuity pokryła wszystko ciemną i seminaryjną barwą. Daremnie się podniecam i szukam, wciąż kościoły, kościoły i klasztory, długie ulice ani dość ludne, ani dość puste, z wielkimi, jednostajnymi murami po obu stronach i z chry-stianizmem tak tłumnym i zaborczym, że antyk, który tam się utrzymał, jest upokorzony, zalany.
(Przeł. Wacław Rogowicz)