Jeszcze inny dawał swojej recenzji szumny tytuł: Literacki obrachunek i socjaldemokracją niemiecką1. Taki był fason, taki żargon.
Kijowski studiował wtenczas polonistykę u Kazimierza Wyki. Kazein 7 Błońskim, Flaszenem, Puzyną, i paroma innymi, uczestniczył w słynnym seminarium zwanym krakowską szkołą krytyków2*. Rozsądny umiar młodego profesora ustrzegł „szkołę krakowską" przed doktrynerstwem i przegięciami Nowej Metody. Owszem. Wyka i jego uczniowit korzystali z inspiracji marksistowskiej w badaniach literackich i w krytyce. Skłaniali się raczej ku ujęciom historycystycznym niż formalnym, bardziej ku socjologizmowi niż psychologizmowi. Niejednokrotnie też upraszczali i grzęźli w ogólnikach zgodnie z panującym zwyczajem. Pomimo to „szkoła Wyki“ odróżniała się korzystnie od innych ośrodków badawczych — urodą talentów, chłonnością intelektualną, zróżnicowaniem form pisarstwa krytycznego. Może przesądził o tych różnicach genius locji Na pewno zaważyła na adeptach cechująca mistrza postawa synkretyczna. Zaliczani do krakowskiego nurtu krytycy okazywali się, w każdym bądź razie, lepiej uodpornieni na wulgarności czy wprost niedorzeczności stalinowskiej wykładni marksizmu, z drugiej zaś strony bardziej podatni na „przemytnictwo ideologiczne" (o jakie wnet ich zaczęto podejrzewać). Czyż nie wgryzano się tu pilnie w twórczość Witkacego i Gombrowicza? Czyż nie przepowiadano sobie półgłosem nauk dowcipnie przez Miłosza zrymowanych w Traktacit moralnym? Stąd wyszły pierwsze ataki na deklaratywną literaturę (Fla-szena Nowy Zoil, czyli o schematyzmie — 1951). Tu przygotowywały się w dyskusjach fermenty odwilży.
Podobnie jak jego uzdolnieni przyjaciele, Kijowski jeszcze w czasie studiów rozpoczął współpracę z prasą literacką, i tak samo jak oni pisywał zwracające uwagę recenzje o nijakiej lub bardzo złej literaturze. 0 książkach, które obracały się w kręgu pozorów. Ich tytuły budzą we mnie dreszcz grozy — wspominał po wielu latach — i łatwo porozumiewam się co do tego z moimi rówieśnikami (...). Dość było tego doświadczenia, aby raz na zawsze nabrać nienawiści do literatury3. Zapewne, z książek wiało nudą lub czymś gorszym. Jednakże opisane doświadczenie nie poszło tak całkiem na marne, grupa młodych krytyków krakowskich umiała je wykorzystać. Przede wszystkim czyniąc z nędzy literatury poszczecii* ' skiej (=socrealistycznej) punkt wyjścia do postawienia pytań i sformułowania diagnoz o znaczeniu najzupełniej podstawowym: pytanie o to; jak w ogóle możliwa jest literatura, było wówczas ważniejsze od samej twórczości'1. Zastanawiał się nad tą sprawą Flaszen w artykule już wymienionym, zastanawiał się później Błoński w szkicu Za pięć dwunasta, czyli o warunkach poezji. Również Kijowski, gdy latem 1956 szykował do druku swój pierwszy zbiór krytyczny: Różowe i czarne, uprzedzał czytelnika, iż książka mówi więcej o pozorach literatury niż o literaturze samej'*.
8
Znaczna część recenzji, artykułów, felietonów i polemicznych przeglądów prasy, składających się na tom Różowe i czarne (a ogłaszanych wcześniej w „Życiu Literackim**, „Nowej Kulturze**, i coraz częściej w „Twórczości**, która od przeniesienia się Kijowskiego do Warszawy w roku 1955 stała się głównym miejscem jego wypowiedzi) — niezaprzeczalnie należała do najwyrazistszych przejawów odwilżowej publicystyki literackiej. Takie publikacje Kijowskiego, jak Smutne dziecko, czyli o literaturze współczesnej czy Nie napisany artykuł o nie napisanej książce lub jak omówienie debiutu Hłaski (Głos pokolenia), współtworzyły coraz śmielszy, obrachunkowy, krytyczny i wobec literatury, i wobec rzeczywistości, nurt gorących przedpaździemikowych miesięcy.
Obnażając (czasami nabrawszy się na nie uprzednio), pozory obserwacji społecznej w prozie niedawnego okresu (np. w „arcydziele sche-matyzmu** — Obywatelach), pozory „wielkiej współczesnej powieści politycznej“, pozory „realizmu**, i stwierdzając, z rozgoryczeniem i gniewem, że ów realizm pozorny odgrodził literaturę od treści, częstokroć tragicznych, którymi żył naród — Kijowski zdobywał nowe argumenty i uzasadnienia dla znanego nam już z jego publicystyki literackiej uczucia niedosytu. Dla tezy generalnej, która orzekała, iż literatura nie dorasta do naszego świata i do naszego losu.
Kolejne rozczarowania literaturą: okupacyjną, socrealistyczną, rewizjonistyczną, tą, dla której natchnieniem lub wyrocznią był marksizm, i tą również, która czerpała podniety ideowe z egzystencjalizmu, wypełniają biografię „krytyka zrozpaczonego**19. Znajdowaliśmy ślady tych rozczarowań i w Różowym i czarnym (1957), i w Miniaturach krytycznych (1961), i w Arcydziele nieznanym (1964). Znajdziemy je w szeregu artykułów, które z rozmaitych przyczyn nie weszły do wymienionych książek. A więc w błyskotliwych omówieniach krytycznych, a raczej pamfletach na sztandarowe utwory październikowego sezonu: Matkę Królów i Ciemności kryją ziemię, i w surowej ocenie późniejszej
' Tak twierdził Kijowski omawiając działalność krytyczną Jana Błońskiego (Skażamy za krytykę, w: Szósta dekada, op. cit., s. 159).
1 Różowe i czarne, s, 5.
1 Por. W. Maciąg, Felieton i duch epoki, „Twórczość" 1961 nr 9, przedr. (pod tytułem) Pląsy ducha epoki w: Opinie i wróżby. Kraków 1963; Z. Żabicki, P*
„krytyku zrozpaczonym| w: Tradycja, styl, obyczaj. Warszawa 1963, s. 300-3Ó6. I-
Przykłady zaczerpnąłem z tygodnika „Wieś" (roczniki 1950 i 1951). Cytowanymi autorami byli tu kolejno Roman Zimand, Ryszard Przybylski, Henryk Bereza.
O studiach rozpoczętych w roku 1948 opowiadał Kijowski zwięźle, chwilami przejmująco, w Kronikach Dedala (Warszawa 1986, szkice: Notes Wyki oraz Lektura i życie) a także w Tropach (s. 139-142).
Kroniki Dedala, s. 236-237.