154 BUNT W TREBLINCE
ków wśród cywilów. Przyrzekliśmy, że każdy z nich otrzyma połowę pizenie-sionego jęczmienia. Ze względu na głód zgłosiło się dużo więcej osób, niż po-trzebowaliśmy, pomimo że wyprawa ta była bardzo niebezpieczna. Szliśmy gęsiego dużą grupą (około osiemdziesięciu osób) w kierunku północnym. Większą część drogi odbywaliśmy piwnicami. Wybite w murach otwory łączyły piwnice domów, tworząc podziemne tunele. Ustawieni specjalnie przez zarząd każdego z domów cywile wskazywali kierunek w labiryncie piwnic. Ożywiony ruch w dwóch kierunkach utrudniał przejście przez wąskie korytarze. We wnękach piwnicznych tłoczyły się rodziny na rozłożonej na ziemi pościeli. Ludzie byli tak przyzwyczajeni do panującego wokół nich ruchu, że nie zwracali w ogóle uwagi na mijających ich przechodniów. W ten sposób doszliśmy do domu, za którym znajdował się płytki rów wykopany w jezdni. Łączy! stronę południową Śródmieścia Warszawy z północną. Był bardzo płytki, ponieważ nie można było głębiej kopacze względu na znajdujący się pod nim beton stropu tunelu kolejowego, ciągnącego się wzdłuż Alej. To wąskie przejście było stale ostrzeliwane przez Niemców. Gdy dotarliśmy, czołgając się płytkim rowem, do środka Alej, Niemcy rozpoczęli ostrzał przejścia. Strzelali do nas I z granatników. Pociski rozrywały się nad naszymi głowami. Jeden z nich padł j w środek rowu, zabijając dwie osoby i raniąc cztery. Doczołgałem się do nich. j Razem z kilkoma powstańcami przeciągnęliśmy ich rowem na drugą stronę Alej. Tutaj sanitariuszki odebrały od nas rannych. Okazało się, że straciliśmy i sześciu cywilów. Nie zatrzymując się dłużej, gęsiego posuwaliśmy się dalej w stronę składów Haberbuscha. Kiedy do nich dotarliśmy, cały teren był pod silnym ostrzałem niemieckim. Odcinek ten przechodził z rąk do rąk. Były chwile, że znajdował się w rękach niemieckich, a zaraz potem przechodził po silnym ataku w ręce powstańców. W tym czasie można było wyciągnąć z niego worki z jęczmieniem. Dowódca odcinka, gdy nas dojrzał, ruchem ręki wskazał pobliskie ruiny. Krzyknął, abyśmy się w nich schowali i przeczekali tam ostrzał niemiecki.
Ruiny nie wydawały mi się wystarczająco bezpiecznym schronieniem przed pociskami. Postanowiłem poszukać lepszego schronu dla moich ludzi. Idąc ulicą Prostą, zbliżyłem się do jednego ze spalonych domów. W pewnej chwili, w odległości paru metrów zza muru, dojrzałem dwóch ludzi. Gdy się do nich zbliżyłem, zaczęli przede mną uciekać. W pierwszej chwili myślałem, że to Niemcy, bo w tej okolicy były pozycje niemieckie. Krzyknąłem, aby stanęli, bo będę strzelać. Na dźwięk mojego donośnego głosu zatrzymali się, podnosząc ręce do góry. Z wymierzonym w ich stronę automatem podszedłem do nich bliżej. Widziałem ich wychudłe twarze. Jeden z nich miał wybitnie semickie rysy. Zapytałem, dlaczego przede mną uciekają. Strach malował się na ich twarzach. Jeden z nich drżącym głosem zapytał:
— Panie podchorąży, co pan od nas chce?
— Nic od was nie chcę — powiedziałem. — Nie mogę jedynie zrozumieć, dlaczego przede mną uciekacie.
Patrząc z natężeniem na jednego z nich, zapytałem:
— Pan jest Żydem?
Obłąkańczy strach wyzierał z ich twarzy. Widząc ich trwogę, powiedziałem:
— Nie macie się czego bać, ja też jestem Żydem.
Patrzyli na mnie z niedowierzaniem. Aby ich upewnić, powiedziałem kilka słów po hebrajsku. Padło pytanie:
— Pan jest w AK?
— Nie — odpowiedziałem. — Jestem w PAL-u. Powiedzcie mi jednak, dlaczego wy się tak boicie?
Nie odpowiadając na moje pytanie, ruchem ręki wskazał mi, żebym za nim poszedł. Weszliśmy do bramy domu na Prostej 10/12. Przed nami w różnych pozycjach, bez butów, leżeli pozabijani mężczyźni. Mijając ich, doszliśmy do piwnicy, gdzie leżały trupy kobiet i dzieci. Widząc masakrę, zapytałem z przerażeniem:
— Co się tutaj stało?
Chaotycznie rozpoczął swoje opowiadanie:
— Gdy się rozpoczęło powstanie, znaleźliśmy w ruinach wypalonego domu piwnicę, w której postanowiliśmy schronić się przed pociskami. Wczoraj, 10 września, zauważyłem jakieś postacie ubrane w panterki, z opaskami AK na ramieniu, zbliżające się do nas. Weszli do schronu. Gdy ich dojrzałem, ja i mój kolega schowaliśmy się za wypalonym murem. Po chwili zobaczyliśmy, że powstańcy wyprowadzają ukrywających się Żydów. Rozdzielili ich na dwie grupy. Mężczyźni stali z jednej strony, z drugiej kobiety z dziećmi. Powstańcy, pod pretekstem szukania broni, rewidowali ich, zabierając im zegarki, drogocenne rzeczy i pieniądze. Mężczyzn wyprowadzili na ulicę. Kazali im zdjąć buty i ustawić się pod murem. Na rozkaz porucznika padła seria strzałów. Po zabiciu mężczyzn powstańcy wrócili na podwórko. Stały tutaj kobiety i dzieci pod strażą dwóch powstańców. Zaciągnęli kobiety wraz z dziećmi z powrotem do piwnicy. Zaraz potem usłyszeliśmy stamtąd krzyki kobiet gwałconych przez powstańców, a potem znów seria strzałów. Gdy powstańcy odeszli, weszliśmy do schronu i zobaczyliśmy to, co pan sam przed sobą widzi. Po kilku godzinach przyszła z ulicy Złotej żandarmeria powstańcza z oddziału „Chrobrego”. Wypytywali nas o przebieg wypadków. Spisali raport, który nam następnie przeczytali.