VIII. Musu
przykład w samym Pekinie jest ponad tysiąc rodzin [około r. 1656], które żyją jedynie ze sprzedaży trzasek i knotów do rozpalania ognia. Jest też nie mniejsza liczba takich, które żyją wyłącznie ze zbierania na ulicach i u zamiataczy szmat z jedwabiu, bawełny, lnu, strzępków papieru i innych podobnych rzeczy; piorą je i czyszczą, a potem sprzedają innym, którzy używają ich do różnych celów, i ciągną stąd korzyść.”126 Ojciec de Las Cortes (1626) widział też w Chinach koło Kantonu tragarzy uprawiających dodatkowo maleńkie ogródki. Sprzedawcy zupy ziołowej są klasycznymi postaciami chińskiej ulicy. Przysłowie mówi: „W państwie chińskim niczego się nie wyrzuca.” Wszystkie te szczegóły dają pojęcie o ukrytej, lecz wszechobecnej biedzie. Dopiero powyżej niej bije blask luksusu, w jakim żyje cesarz, dostojnicy i mandaryni; wydaje się on nie z tego marnego świata.
Podróżnicy opisują z barwnymi detalami owo oddzielne miasto w obrębie starego miasta, jakim jest pałac cesarski, odbudowany na miejscu pałacu dynastii Yuan (mongolskiego), swoiste dziedzictwo wspaniałości dynastii Ming, choć trzeba było wznieść go na nowo z ruin po zburzeniu w roku 1644. Dwa pasy murów, jeden wewnątrz drugiego i obydwa w kształcie „wydłużonego kwadratu”, oddzielają go od starego miasta, oba są zaś znaczne i bardzo wysokie. Zewnętrzny „pociągnięty jest wewnątrz i zewnątrz czerwonym cementem lub wapnem i pokryty daszkiem z cegieł polakiero-wanych na złocisty kolor”. Pas wewnętrzny zrobiony jest „z dużych, równych cegieł i upiększony strzelnicami rozmieszczonymi w dobrym porządku”, przed nim zaś leży długa i głęboka fosa, „gdzie roi się od pięknych ryb”. Między dwoma murami znajdują się pałace o rozmaitych przeznaczeniach, rzeczka z mostami, a w zachodniej części dość spore sztuczne jezioro...127
Serce pałacu bije za drugim murem, w Mieście Zakazanym, Mieście Żółtym, gdzie żyje cesarz pilnowany przez swoich strażników; kontrole u bram, protokoły, szańce, fosy, duże budynki narożne o dziwnie ukształtowanych dachach, zwane Kiao Leu. Każda budowla, brama, most ma swoją nazwę, jakby swój szczególny rytuał. Miasto Zakazane mierzy 1 kilometr na 780 metrów. Łatwiej jednak opisać jego puste, ogołocone z wystroju sale, które mogli do woli oglądać, sycąc swoją ciekawość, Europejczycy po roku 1900, niż jego dawne ożywienie, zapewne ogromne: całe miasto skłaniało się przecież ku temu źródłu mocy i dobrodziejstwa.
Nabieramy o tym właściwego pojęcia, przeglądając nieskończone wyliczenia dochodów cesarza, zarówno w pieniądzach, jak i w naturze (zwróćmy uwagę na ten podwójny rejestr). Nie zdajemy sobie sprawy z tego, co może przedstawiać „18 600 000 srebrnych ecus”, tyle bowiem wynosił około roku 1668 główny dochód cesarstwa w srebrze, nie licząc (nadal w srebrze) konfiskat, podatków pośrednich, wpływów z dóbr korony i posiadłości cesarzowej. Najłatwiej uchwytna i najciekawsza jest masa danin w naturze, od których pękają obszerne magazyny pałacu, a więc 43 328 134 „worki ryżu i pszenicy”, ponad milion topek soli, znaczne ilości cynobru, laki, suszonych owoców, sztuk jedwabiu, jedwabi lekkich i surowych, welurów, satyny, adamaszku, płócien bawełnianych i konopnych, worków bobu (dla koni cesarza), niezliczonych wiązek słomy, żywych zwierząt, dziczyzny, oliwy, masła, przypraw, szlachetnego wina, wszelkiego rodzaju owoców...128
Ojciec de Magaillans popada w ekstazę wobec tej oszałamiającej masy produktów, a także wobec rozstawianych w dniach festynów cesarskich złotych i srebrnych półmisków wypełnionych jedzeniem, spiętrzonych jedne na drugich. Tak było 9 grudnia 1669 roku po ceremonii pogrzebu ojca Jeana Adama,129 jezuity, który w roku 1661 wspólnie z ojcem Verbiest, „ku wielkiemu zdumieniu dworu”, potrafił wciągnąć na szczyt jednej z wież pałacowych olbrzymi dzwon, większy niż dzwon w Erfurcie, mający (z pewnością niesłusznie) sławę najcięższego i największego dzwonu w Europie i na święcie. Trzeba było w tym celu zbudować machinę i zatrudnić tysiące rąk ludzkich. W ten dzwon uderzali nocą wartownicy w regularnych odstępach czasu, aby znaczyć upływ godzin; na szczycie innej wieży wartownik w odpowiedzi uderzał w olbrzymi bęben miedziany. Dzwon nie miał serca, lecz uderzano weń młotem, a dźwięk miał tak miły i harmonijny, że wydawał się on pochodzić nie z dzwonu lecz z jakiegoś instrumentu muzycznego.”130 W Chinach odmierzano wtedy czas za pomocą żagiewek lub knotów z prasowanych wiórów pewnego drewna, które spalały się zawsze w tym samym tempie. Człowiek Zachodu, słusznie dumny ze swych zegarów, nie byłby zbyt skłonny do podziwu, w odróżnieniu od ojca de Magaillans, „dla tego wynalazku godnego cudownej zmyślności chińskiego narodu”.131
Niestety, więcej wiemy o uroczystościach pałacowych niż o targu na ryby, które przywożono żywe w beczkach wody, lub o targu dziczyzny, gdzie pewien cudzoziemiec widział kiedyś niezwykłe ilości saren, bażantów i przepiórek... Tutaj odświętność przesłania sprawy codzienne.
Z dalekiej podróży powróćmy teraz do Anglii, aby opisaniem Londynu zamknąć ten rozdział i wraz z nim niniejszy tom.132 O tym zdumiewającym mieście wiemy lub możemy się dowiedzieć wszystkiego.
Od czasów panowania Elżbiety obserwatorzy widzą w Londynie świat wyjątkowy. Dla Thomasa Dekkera jest to „kwiat wszystkich grodów”, nieporównanie piękniejszy nad wodami swej rzeki niż sama Wenecja z cudownej perspektywy Canal Grandę, gdyż w porównaniu z Londynem przedstawia ona zgoła mizerny widok.133 Samuel Johnson (20 września 1777)