wszystkich kierunkach, po czym porzucił rower na trawniku. Unicykl wyglądał teraz jak śpiąca żyrafa.
- Więcej przestrzeni - wyjaśnił, na wypadek gdyby ktoś go obserwował czy słuchał. Ale prawdę mówiąc, żadne z nas nie miało na to czasu. Rozwieszałam na poręczach plakaty, używając świec w ceramicznych ciężkich podstawkach jako przyciski do papieru i oświetlenia. Karty z tekstami piosenek ułożyłam na szczycie słupka podtrzymującego balustradę schodów. Edgar rozciągał się przy drzwiach gotowy, by Lucja tchnęła weń życie, a rząd pacynkowego chórku na patyku prężył się w zielonych baletowych spódniczkach.
- Ułóż je na zewnątrz, proszę - powiedziała Floss, wskazując na stos skarpetek. - Po dwie na każdym krześle. I spróbuj odnaleźć Łucję. Nie mam pojęcia, gdzie się podziała.
Zachmurzyłam się.
- Co masz na myśli? Właśnie przyniosła te skarpetki. Wnosiła też chórek. Przed chwilą ją tu widziałam.
Floss pokręciła niecierpliwie głową.
- Wiem, że je przyniosła. Ale powiedziała, że idzie po akcesoria i nadal jej nie ma.
- Ale mamy jeszcze... - Usiłowałam odnaleźć wzrokiem jakiś zegar. Ale wszystkie, które wisiały u Elbego, wskazywały zdecydowanie inne strefy czasowe.
- Dwadzieścia osiem minut - mruknęła Floss. -Wiem. Uważała, że potrzebuje jeszcze dwóch bukietów i minitamburyna i że będziemy jej za nie wdzięczni.
Pokręciłam głową i nic już nie powiedziałam. Zabrałam skarpetki i ułożyłam je na trzech stołkach. W środku ulokowałam Elwirę, sądząc, że jako głównej przeciwniczce pana Foksa należy jej się ten honor. Na stołku po prawej umieściłam błękitną i grafitową skarpetkę, a na stołku po lewej ciemnoniebieską i krwistoczerwoną.
- Nie mam pojęcia, skąd się tu wzięłaś - zwróciłam się do czerwonej pacynki, kiedy ją układałam.
Max usłyszał mnie i zerknął na skarpetkowe pacynki.
- Czerwona? - zapytał. - To moja. Wygląda na to, że jestem teraz jedną skarpetką w służbie sztuce.
Zdobyłam się na słaby uśmiech.
- Nazwiemy ją w takim razie Maxine. Specjalnie z uwagi na ciebie.
Max roześmiał się nieco gardłowo.
- Dwadzieścia minut - ogłosił Tonio, a ja wróciłam do środka sprawdzić, czy Floss nie potrzebowała pomocy. Kiedy wręczyła mi pacynkowy rząd chórku, powiedziała:
- Ktokolwiek podniesie kurtynę, będzie też operował nimi.