cznych. Rytuały płodności (i* mutatis mutandis, rytuały pogrzebowe) potwierdzają tę legitymizację wciąż na nowo, a każde takie potwierdzenie, niejako ad hoc tworzy teodyceę. Należy też zwrócić uwagę na to, że taka teodycea niekoniecznie musi zawierać jakąś nadzieję dalszego życia po śmierci czy też nieśmiertelności. Nie tylko ciało jednostki, lecz także jej dusza (jeżeli przyjmuje się jej istnienie) mogą rozpadać się i ginąć, a to, co pozostaje jako ostatecznie nadający znaczenie fakt, to wieczny rytm kosmosu. Ludzie i zwierzęta, jako jednostki i grupy podlegają mu, a poddając mu się, mogą przenosić swoje cierpienie i swoją śmierć na płaszczyznę kosmicznego znaczenia, które we właściwy sobie sposób pokrzepia.
Co do szczegółów, to takie pierwotne teodycee zwykle zakładają onto-logiczną ciągłość pomiędzy pokoleniami16. Jednostka odnajduje swoich przodków trwających tajemniczo w niej samej i w ten sam sposób rzutuje swoje własne istnienie na swoje dzieci i późniejszych potomków. W efekcie osiąga całkiem konkretną (dla siebie samej) nieśmiertelność, która w drastyczny sposób relatywizuje śmierć, a także mniejsze nieszczęścia jej empirycznej biografii. „Muszę umrzeć, lecz moje dzieci i dzieci moich dzieci będą żyć dalej na zawsze” — jest to typowa formuła tego rodzaju teodycei. Cała zbiorowość powiązana ze sobą więzami krwi staje się zatem (w swoim własnym rozumieniu) dość konkretnie nieśmiertelna, ponieważ przenosi w sobie poprzez czas ten sam podstawowy wzór życia, który jest wcielony w każdego z jej członków. Wróg, aby zniszczyć tę nieśmiertelność, musi wytępić zbiorowość aż do ostatniej żyjącej duszy, co jest — można dodać — praktyką niezwykle rzadką w historii. To samo uczestnictwo wszystkich w życiu wszystkich legitymizuje wszelkie społeczne nierówności mogące istnieć w zbiorowości. Władza i przywileje zarezerwowane dla nielicznych są niejako zastępczo posiadane przez wielu, którzy mają w nich udział z racji swojej identyfikacji ze zbiorową całością. Tak więc wódz może 1 2 posiadać tuzin żon, podczas gdy szary człowiek może mieć tylko jedną. Mimo to dla szarego człowieka poczuć się dotkniętym z tego powodu było czymś równie głupim, jak to, że noga może zazdrościć głowie. We wszystkich tych przypadkach może zaistnieć element masochistyczny, o ile cierpienie, jakie sprawiają święte siły bądź ich ludzcy przedstawiciele może być przyjęte wprost jako empiryczny dowód czyjegoś uczestnictwa w nadającym znaczenie porządku rzeczy.
Teodycea przybierająca formę samotranscendentującego uczestnictwa nie ogranicza się do pierwotnych religii. Aczkolwiek w bardziej wyrafinowanych formach, zazwyczaj trwa tam, gdzie panuje porządek świata mi-krokosmos-makrokosmos3.1 tak na przykład, chiński chłop mógł spokojnie umrzeć w przeświadczeniu, że przetrwa w swoich potomkach, tak jak jego przodkowie przetrwali w nim, zaś szlachetnie urodzony wyznawca konfucjanizmu zdobywał tę samą pewność, legitymizowaną dodatkowo przez odniesienie do podstawowej zasady tao, z którą ściśle było zharmonizowane jego życie i jego umieranie. Można dodać, że — ogólnie rzecz ujmując — podobna teodycea ad hoc obowiązuje wszędzie tam, gdzie ludzie w pełni identyfikują się z określoną zbiorowością i jej nomosem, niezależnie od poziomu teoretycznego wyrafinowania. Tak więc prymitywny prototyp historycznie trwa w różnorodności bardziej lub mniej złożonych modyfikacji.
| Pewnym historycznie ważnym religijnym zjawiskiem, w którym teo-dycća samotranscendentującego uczestnictwa pojawia się wciąż na nowo, jest mistycyzm4. Nie jest naszym celem dyskusja nad niezliczonymi odmianami, w jakich zjawisko to ciągle powracało w religijnej historii. Dla naszych obecnych celów możemy zdefiniować mistycyzm jako postawę religijną, w której człowiek poszukuje jedności ze świętymi siłami bądź bytami. Mistycyzm w formie typu idealnego głosi, że faktycznie taka jedność
101
16 Por. Johannes Pedersen, Israel, Kopenhaga, Branner og Korch, 1926, ss. 253
nast., odnośnie do analizy tego zjawiska w starożytności na Bliskim Wschodzie.
Por. Cosmos and History, Nowy Jork, Harper, 1959, ss. 93 i nast.
Por. Gerardus van der Leeuw, Religion in Essence and Manifestation, Londyn, George Allen & Unwin, 1938, ss. 493 i nast. Jedną z najbardziej dogłębnych analiz dotyczących międzykulturowego podobieństwa mistycyzmu można odnaleźć w: Rudolf Otto, Mysticism East and West.