ności są przyczyną, dla której czasy ostatnie — olśnione zdumiewającymi postępami nauk ścisłych, a zwłaszcza fizyki jądrowej i biologii — są tak kamienistą glebą dla wizjonerstwa humanistycznego i filozoficznego. Jeśli bowiem porównamy ilość globalnych, całościowych interpretacji (świata, jakie w postaci zamkniętych systemów filozoficznych wydawały stulecia XVII, XVHI lub XIX z XX-wieczną aktywnością w tym względzie, spostrzeżemy zadziwiającą nieśmiałość, chowanie się nauk humanistycznych w bezpieczne zakamarki przyczynkarstwa, niechęć do wizji całościowych i ostatecznych. Tendencja ta odbija, się nawet na samej definicji . przedmiotu filozofii, która 'Z całościowego poglądu na pochodzenie, mechanizm i cel świata, zmienia się stopniowo ,w najlepszym wypadku na próbę systematyzacji wniosków, wyprowadzanych z nauk ścisłych.
A jednak podobnie jak niemożliwy jest rozwój nauk eksperymentalnych bez wielkich przełomowych wynalazków i odkryć, tak samo niemożliwy jest płodny rozwój myślenia humanistycznego bez wizjonerskich koncepcji oświetlających drogę na wiele lat naprzód lub scalających rozproszone obserwacje w rygor systemu. Proroctwo „końca wieku ideologii”, gdyby je potraktować dosłownie, musiałoby oznaczać przepowiednię końca płodnego rozwoju ludzkiego ducha, chociaż oczy-iwiście w samym jego sformułowaniu tkwi już ewidentna sprzeczność. Czym 'bowiem jest hipoteza o zanikaniu wielkich systemów ideologicznych w powodzi rozwiązań pragmatycznych, jak nie iwłaśnie hipotezą ideologiczną, próbą całościowego uogólnienia rozproszonych zjawisk w zwarty i kierujący się ogólnymi prawidłowościami system, którego podstawą jest teza o zaniku systemów?
Mając w pamięci te ogólne okoliczności, z podwójną uwagą warto się więc przyglądać próbom wyjścia z impasu, które zaznaczają się ostatnio coraz wyraźniej na horyzoncie myśli humanistycznej.
Cechą charakterystyczną ostatnich dwóch mniej więcej dziesięcioleci w rozwoju nauk humanistycznych i społecznych jest bowiem coraz bardziej wyczuwalne zmęczenie jałowością poszukiwań prowadzonych na wąskich, wydzielonych i wyspecjalizowanych odcinkach. Odnosi się wrażenie,/jakby do świadomości świata naukowego, i nie tylko naukowego zresztą, docierać poczęła ponura konstatacja Josć Ortegi y Gasseta, który ubolewając nad barbarzyństwem „specjalizacji”, tego i|r- w jego ujęciu — nieodrodnego dziecka encyklopedyzmu i XIX stulecia, twierdził: „Mamy obecnie znacznie więcej uczonych niż kiedykolwiek, a równocześnie znacznie mniej ludzi kulturalnych, niż było ięh na przykład w roku 1750” (Jose Ortega y Gasset, The Revolt of the Masses).
Istotnie bowiem, jeśli za człowieka „kulturalnego” uznamy tego, kto potrafi z mniejszą lub większą swobodą poruszać się jednak po całym obszarze ludzkiego poznania albo przynajmniej ułożyć komunikowane mu przez nauki ścisłe zjawiska w zwarty i logicznie funkcjonujący światopogląd, (Wówczas być może — mimo lub też właśnie na skutek daleko posuniętej specjalizacji badawczej. |— liczba takich ludzi okaże się mniejsza (a już na pewno procentowo mniejsza w stosunku do ogólnej ilości ludzi wykształconych), niż była ona w czasach, gdy ogólny schemat filozofii świata czytająca publiczność czerpała z pism Kartezjusza, Kanta lub Diderota.
Znużenie specjalizacją jako formą myślenia naukowego wyhika jednak nie tylko z przyczyn ogól-
i*
163