Warto w tym miejscu przypomnieć niektóre-ważne intuicje antropologów, tym bardziej że zdają się one wszak antycypować propozycję socjologa Robertsona. Oto Marshall Sahlins w swoim głośnym tekście Good-bye to Tristes Tropes wspomina o Indianach Kayapó żyjących w tropikalnych lasach Brazylii- Pod kóniec lat 80. XX wieku porozumiewający się dotąd wyłącznie rodzimym językiem tubylcy zaczęli Używać w odniesieniu do swoich tradycyjnych obyczajów portugalskiego terminu cultura. „Kultura - sąmoi to słowo lub jego lokalny odpowiednik - jest na' ustach ^wszystkich. Tybetańczycy i Hawajczycy; Odżibueje, Kwaltiutlowie i Eskimosi - wylicza Sahlins - Kazachowie i Mongołowie, rdzenni Australijczycy, mieszkańcy Bali, Kaszmiru i Maorysi z Nowej Zelandii: wszyscy oni odkryli dziś, że posiadają «kulturę». Przez wieki mogli się bez niej obywać. Ale dzisiaj, jak pewien Nowogwinejczyk oświadczył antropologowi: Gdybyśmy nie mieli kastom, bylibyśmy podobni do białych ludzi”16.1 chociaż konstatacja Sahlinsowska mówi o „formowaniu się Światowego Systemu Kultur, Kultury Kultur”17, to ani ów system, ani jego światowy zasięg raczej nie zawierają się w wizji ujednolicającej wszystko globalizacji..
Przekonuje o tym kolejny wybitny przedstawiciel współczesnej antropologii kultury, jakim jest James Cliffordi W swojej niezwykle inspirującej książce Kłopoty z kulturą, ciągle oscylując między perspektywą globalną i lokalną, kreśli on niejednorodny, cząstkowy, ale nader interesujący obraz kulturowych przestrzeni świata u schyłku XX wieku. W święcie tym, jego zdaniem, tradycje zostały wykorzenione, przycięte, a potem powiązane na nowo i raz jeszcze, dla innych celów i przez innych ludzi, ożywione. Stąd bierze się owa uciążliwa okoliczność sprawiająca, że „tożsamości nie zakładają już ciągłości kultur czy tradycji. Wszędzie jednostki lub grupy improwizują lokalne przedstawienia ze zgromadzonych (na nowo) przeszłości, używając obcych mediów, symboli i języków*’18. Śledząc konkretne przykłady dyskursów, przemieszczeń, kolekcji i historii, Clifford dochodzi do optymistycznego, w tym kontekście wniosku: „Przyszłość nie jest (jedynie) monokulturą”19.
Przenikliwe uwagi Clifforda znajdują potwierdzenie w wynikach konkretnych przedsięwzięć badawczych. Przytoczmy najpierw rezultaty badań przeprowadzonych w ramach kopenhaskiego projektu „Globalised Society”20. Mówią one o tym, że pytania „gdzie jesteś?” i „gdzie mieszkasz?’’ pozostają nadal najczęściej stawianymi w internetowych czat-roomach. Czy można je uznać za hymnyżałobne dla postulowanej „śmierci geografii”? Raczej nie, idzie w nich przecież o chęć umiejscowienia niejasnej lokalności internetowych światów i ich mieszkańców. Kiedy w nepalskim klasztorze Tengbocze zaczniemy wypytywać lamę o tajniki buddyjskich wierzeń, ten odeśle nas do swojej strony internetowej www.tengbocze.com21. Nie dziwmy się, że kiedy własne strony www zakładają tureccy imigranci w Niemczech, to ich główną funkcją staje ąię zawieranie tradycyjnych małżeństw, które wynikają z umowy rodziców przyszłych nowożeńców, nie zaś z ich osobistych obietnic. (Nie jest to przy tym - skomentujmy - zjawisko zupełnie nowe: już raport Kinseya opublikowany w 1948 roku wspominał o mieszkających w Stanach Zjednoczonych imigrantach z Europy Środkowej, wysyłających zakrwawione prze-■ ścieradła reszcie rodziny w starym kraju na dowód tego, źę małżeństwo zawarte zostało według prawa, a mężczyzna dopełnił swojego obowiązku22).
Znacznie dalej idące okazały się wszelako badania prowadzone przez zespół pracowników uniwersytetu
263