biegom klasyfikacyjnym. Tym bardziej że jak się niebawem przekonamy, nawet samo pojęcie kultury wówczas znane nie było i być nie mogło. To jedynie z dzisiejszej, postkolonialnej perspektywy, spoglądamy na przeszłe zjawiska głównie pod kątem ich znaczenia dla współczesnego stanu kultury. Zrozumienie naszych przodków na rubieżach świata — to również sfera zainteresowań antropologii kultury.
Pod wpływem odkryć geograficznych rozszerzyły się horyzonty poznawcze Starego Świata. Lokalny wymiar przeciwstawienia „my” — „oni” stal się wymiarem globalnym. Jak pisze Jacąues Attali w pracy 1492: „W początkach wieku XV świat wydaje się jeszcze złożony z zamkniętych w sobie kontynentów, oddzielonych od siebie przez niepi'ze-byte morza lub niebezpieczne pustynie. «Żadna cywilizacja nie ogarnia wzrokiem więcej niż jedną trzecią część planety» — pisze Pierre Chau-nu. Ale w istocie i jedni, i drudzy już wiedzą o sobie. Tysiące więzów łączy ludy, pozornie sobie obce. Wszędzie rozporządzano pewną liczbą niespójnych i tajemniczo brzmiących informacji. Po paru latach w Europie informacje te utworzą globalną, spójną, obiektywną, nie budzącą wątpliwości ostateczną wizję. W ciągu trzydziestu lat, od 1480 do 1510 roku, świat staje się dla Europejczyków nierozerwalną całością; swoją planetę uważają oni za kulę, a siebie za nomadów” (Attali, 1992, s. 117). A jednak jeszcze Krzysztof Kolumb, dopływając do Ameryki, nie mógł uświadomić sobie, gdzie tak naprawdę dotarł. Jedną z książek, którą miał na pokładzie i której „wierzył”, była Imago Mundi Pierre’a d’Ailly’ego, kompilacja informacji geograficznych o świecie jako wielkiej wyspie oblanej bezkresną wodą, dzielącej się na trzy „kontynenty”: Europę, Afrykę i Indie. Świat u kresu XV stulecia przedstawiano w formie liścia z trzema odnogami, bo tak owa wielka wyspa miała wyglądać. Dopiero od roku 1507, dzięki nowej mapie świata autorstwa Martina Waldsecmiillera, kontynent amerykański przestał być ostatecznie uważany za część wielkiego Orientu, a stał się odrębnym kontynentem! Otro munda (inny świat) Kolumba zamienia się w rnundus nouus (nowy świat), które to określenie pojawia się w liście Ameriga Vespucciego.
Przedstawiciele kultury europejskiej nie mieli wątpliwości, kim są i jakie należy im się miejsce w hierarchii społeczeństw: „Nowy Świat powstał najpierw w Europie, wśród ludzi dostrzegających swoją wspólnotę cywilizacyjną, przez poczucie jej odrębności od «nowego» — innego świata i w tej mierze doświadczenie odkrywców kształtowało stosunek do odkrywanej rzeczywistości” (Kieniewicz, 1995: XIV). Prawdziwy dylemat tkwił jednakże w potrzebie określenia przynależności, statusu i praw nowo odkrywanych „dzikich” ludów. Podstawowa kwestia zawierała się najpierw w pytaniu najistotniejszym: czy są to w ogóle ludzie, a jeśli tak, skąd wzięli się na antypodach globu? I dalej — jak można pogodzić ich istnienie z „naszą” wykładnią Biblii? Czy „dzicy” to potomkowie Adama i Ewy oraz Noego? Czy w ogóle należą do rodzaju ludzkiego pozostającego pod opieką Boga? Czy zatem warto przywrócić ich Kościołowi?
Jednym z aspektów tego problemu był stosunek ówczesnych Europejczyków do czasu. Wprawdzie istniała już — wbrew temu, co się niekiedy sądzi — idea czasu linearnego, będąca wynikiem tradycji judeochrześcijańskiej, ale w jej ramach czas był pojmowany jako medium świętej historii. Tym samym nie miał on charakteru uniwersalnego, czyli ..w równy” sposób znaczącego ślad naszej (czasowej) wędrówki i obecności we wspólnych dziejach całej ludzkości. Był on sekwencją określonych zdarzeń, ale były one ważne ze względu na to, czego doświadczyli Wybrani i które celebrowano jako znaki Czasu Zbawienia. Jak powiada Mircea Eliade, wybitny znawca światowej mitologii: „Tak więc po raz pierwszy w dziejach prorocy waloryzują h i s t o r i ę, osiągając przekroczenie tradycyjnej wizji cyklu — koncepcji, która zapewnia wszystkiemu wieczny powrót — i odkrywają czas o jednym jedynym znaczeniu. Owo odkrycie w świadomości ludu żydowskiego nie od razu i nie całkiem się przyjmie i dawne koncepcje będą mieć jeszcze długie życie” (Eliade, 1970, s. 258). Jednak Objawienie zostaje usytuowane w czasie historycznym, aliści wszelkie wydarzenia dziejące się w określonym „miejscu” i „terminie” mają o tyle tylko wartość, o ile określa je wola Boża. Czas judeochrześcijański nie był czasem uniwersalnym, odnosił się bowiem do ściśle określonej przestrzeni, której centrum stanowiły Jeruzalem i Rzym, a która koncentrycznie obejmowała świat naznaczony boską opieką. Poza tym czasem i poza tą przestrzenią pozostawało to wszystko, co zwano „światem pogańskim”.
Z tego punktu widzenia odkrycie wielości form życia na antypodach, które ,jnie miały prawa” istnieć w „tym samym czasie”, stanowiło poważny problem — przede wszystkim teologiczny. Kościół już w roku 1493 decyzją papieża Aleksandra VI polecił mimo wszystko chrzcić „dzikich” i tym samym uznał ich za ludzi. Następni papieże, Juliusz II i Paweł III, uznali ich z kolei oficjalnie za potomków Adama i Ewy. Ciągle jednak nie rozstrzygnięta pozostawała odpowiedź na pytanie zasadnicze: skąd i jak znaleźli się owi ludzie, już nawet ochrzczeni, na rubieżach ówczesnego świata? Poglądy były bardzo zróżnicowane. Jean Lery określił ich jako potomków Chama wygnanych do Ameryki przez Hebrajczyków (jest to jakby protestancka wykładnia exodusu)\ katolicki biskup Jacąues Bossuet widział w nich gorszą część ludzkości dotkniętą „pomieszaniem” języków i rozproszeniem poza stare siedziby. Z prawdziwą herezją wystąpił Isaak de la Peyrere, mówiąc, że Biblia to święta księga dotycząca wyłącznic żydów i chrześcijan, a inne ludy zostały stworzone, zanim pojawił się Adam! Nietrudno się domyślić, że ogłoszenie takiej wersji pojawienia się części ludzkości omal nie przyczyniło się do spalenia jej autora na stosie; była to jednak próba przełamania biblijnej interpretacji historii człowieka, na co słusznie zwraca uwagę wspominany Edmund Leach. Omawiając detale dominującej wówczas wizji świata, którą można określić mianem „antropologii biblijnej”, antropolog ten pokazuje, dlaczego nie dopuszczała ona konkurencyjnych ujęć dziejów ludzkich.
77