► Stoimy przed wyborem jednego z dwóch scenariuszy: rezygnacji z ograniczania emisji C02 do atmosfery (co wiąże się z ogromnym ryzykiem dla klimatu) lub sprowadzenia jej do bezpiecznego poziomu (co oznacza koszty, ale również korzyści).
Utrzymanie emisji gazów cieplarnianych w bezpiecznych granicach jest zadaniem realnym, choć trudnym. Odpowiednie technologie już istnieją. Najwyższy czas na ich wdrożenie ROBERT H. SOCOLOW I STEPHEN W. PACALA
PRZEG
* Ludzkość może uwolnić do atmosfery tylko określoną ilość ditlenku węgla, zanim klimat osiągnie stan nieznany z najnowszej historii geologicznej i całkowicie się rozreguluje. Klimatolodzy uważają, że ryzyko rośnie gwałtownie, gdy poziom C02 podwaja się w stosunku do czasów przedindustrialnych.
0 Aby zbliżyć się do rozwiązania tego problemu, wymagane zmniejszenie emisji można podzielić na „kliny" - stopniowe ograniczenia emisji, które dają się osiągnąć dzięki istniejącej technologii.
Topniejące lodowce, potężniejące huragany, coraz gorętsze lata, cieńsze futra niedźwiedzi polarnych - wszystkie te złowieszcze przejawy globalnego ocieplenia skłaniają do nasilenia działań mających zmienić sposób wykorzystania paliw kopalnych. Przez ostatnie dwa stulecia ludzie z każdym rokiem w coraz szybszym tempie eksploatowali podziemne zasoby. Obecnie światowy przemysł wydobywczy dostarcza około 7 mld ton węgla rocznie (w liczając w' to węglowodory z gazu ziemnego i ropy naftowej), który zostaje niemal w całości spalony i jako ditlenek w’ęgla (CO,) uwolniony do atmosfery. Coraz więcej osób uważa, że zwykła rozwaga nakazuje powstrzymać wzrost emisji.
Za granicę dzielącą emisję jedynie uciążliwą od rzeczywiście zagrażającej katastrofą klimatyczną można uznać taki jej poziom, który' powoduje podwojenie stężenia CO, w atmosferze w porównaniu do tego z czasów preindustrialnych. Co prawda, każdy wzrost stężenia niesie pewne ryzyko, ale przekroczenie tej granicy zwiększa praw dopodobieństwo wystąpienia poważnych, nieodwracalnych zmian, takich jak stopienie pokrywy lodowej Grenlandii. Dwa lata temu przedstawiliśmy prosty model pozwalający odnieść przyszłe emisje CO, do tego poziomu.
Zestawiliśmy dwa scenariusze obejmujące najbliższe 50 lat. W pierwszym założyliśmy, że emisja C02 będzie stale rosła w' tempie odnotow anym w ostatnim trzydziestoleciu, osiągając w 2056 roku poziom 14 mld ton rocznie. W tej sytuacji doszłoby najpewniej aż do potrojenia preindustrialnej
zawartości związków W'ęgla w atmosferze, nawet gdyby w ciągu następnego stulecia podjęto działania zmierzające do uniezależnienia światowych systemów energetycznych od w'ęgla. W drugim scenariuszu założyliśmy, że w ciągu najbliższych 50 lat emisja nie wrzrośnie i utrzyma się na poziomie 7 mld ton rocznie, a następnie w ciągu kolejnych 50 lat zmniejszy się o połow>ę. W ten sposób można zapobiec podwojeniu poziomu C02. Na wykresie oba scenariusze przedstawione są jako rozchodzące się ścieżki, obszar między nimi nazwaliśmy trójkątem stabilizacyjnym [ramka na stronie 28].
Utrzymanie globalnej emisji C02 na niezmienionym poziomie mimo w;zrostu światowej gospodarki jest niezwykle trudnym zadaniem. Od 30 lat, kiedy światowy produkt brutto powiększa się średnio o prawie 3% rocznie, emisja rośnie o połow'ę wolniej. Stosunek emisji do wartości produktu światowego brutto (wyrażonej w dolarach), nazywany intensywnością węglową światowej gospodarki, malał zatem o około 1.5% rocznie. Aby globalna emisja w 2056 roku była równa obecnej, szybkość spadku intensywności węglowej musi dorównać szybkości wzrostu światowej gospodarki.
W sukurs przyjdą dwa długoterminowe trendy, które z pewnością się utrzymają. Po pierwsze, wraz ze wrzrostem zamożności społeczeństwa sektor usług - a więc edukacja, zdrowie, wypoczynek, usługi bankowe itd. - zyskuje na znaczeniu, gdy tymczasem branże energochłonne - na przy- | kład przemysł ciężki - tracą. Wpływa to na obniża- % nie się węglowej intensywności gospodarki. I
26 ŚW IAT NAUKI PAŹDZIERNIK 2006