Niezapomniane obrazy nieśmiertelnego «Potopu®, przedstawiające obronę Jasnej Góry, to wzniosłe, w niebo bijące, jak serafów pienia, to przyziemne, rubaszne, ale jakże mimo to wielkie w swej prostocie żołnierskiej i bohaterstwie niezłomnem, stają nam zawsze w pamięci, skoro mowa o Częstochowie i jej rycerskiej przeszłości.
Ale czy pamiętamy wszyscy tę wzruszającą scenę, kiedy Kmicic, skruszony grzesznik na drodze pokuty, ujrzał po raz pierwszy lśniące w blaskach jesiennego poranka wieże kościoła Jasnogórskiego? A przypomnieć ją warto. I w dzisiejszych czasach miljony ludzi z całej Polski dążą na Jasną Górę, modląc się i hołd składając świetnej przeszłości.
i Ogarnęła rycerza jąkaś niewypowiedziana bojaźń, pełna czci, ale zarazem nieznana radość wielka, błoga. Od tego kościoła, jarzącego się na wysokości w pierwszych promieniach Błońca, biła nadzieja, której pan Kmicic dawno nie zaznał. otucha, której napróżuo szukał, siła niepokonana, na której chciał się oprzeć. Wstąpiło weń jakoby nowe życie i poczęło krążyć po żyłach wraz ze krwią. Odetchnął tak głęboko, jak chory budzący się z gorączki, z nieprzytomności.
<A kościół lśnił się coraz bardziej, jakby wszystko światło Błoueczne w siebie zabrał. Cała kraina leżała u jego stóp, a on patrzył na nią z wysokości, rzekłbyś; stróż jej i opiekun.*
A teraz posłuchajmy innego autora. Reymont w swej «Pielgrzymce na Jasną Górę* tak przedstawia podniosłą chwilę, kiedy z pośród tumanów porannych zjawiła się oczom strudzonych pątników wierzą kościoła na Jasnej Górze.
«— Marjo!—buchnęło, jak płomień, z tysięcy piersi, i tysiące ciał runęło na ziemię z krzykiem radości. Widok ten, niby orkan, rzucił te wszystkie głowy w proch.
<— Matko—wołały głosy, odurzone radością i uniesieniem, i zaczęły płynąć łzy rozradowania, a oczy promienieć miłością, wszyscy się trzęśli w łkaniu, co serce rozsadzało, i nie było ani jednej duszy, ani jednej woli, aby nie leżała w zachwycie łzawym.
<1 ten płacz tak się podnosił, że przechodził w jęk, w ryk prawie, zalewał mózgi i serca i stapiał wszystkich w jedną bryłę, drgającą w łkaniu, czucie jedno, wyrywał ze wszystkich serc smutki, bóle, całą gorycz istnienia, wszystkie twarde nędze, wszystko, co przecierpieli, i płynął do stóp Tej, którą każde serce widziało, do stóp Dobra i Pocieszenia.*
Póltrzecia wieku upłynęło między temi dwiema chwilami. Niejeden huragan przewiał nad muranu Jasnogórskiego kościoła, niejeden piorun ognisty bił w jego wysmukłą wieżę. Częstochowa oddawna straciła walor obronnego zamczyska, o które tylokrotnie kusiły się kule szwedzkie, rosyjskie, francuskie, austrjackie... A jednak mocy dawnej nie zbyła się, bo ta moc nie w bastjonach i blankach nie w fosach i wałach, jeno w sercach ludzkich, tam, dokąd nijakie szturmy orężne, ni przemoc, w rękawicę żelazną zbrojna, przystępu nie mają.
I z tem samem uczuciem zmiesza-ncm radości i podziwu, ulgi serdecznej i wiary niezmożonej i zbliżają się rok rocznie do Jasnej Góry tysiące i dziesiątki tysięcy pątników, z jakiem butny rycerzyk za Jana Kazimierza podjeżdżał do stóp Świętej Góry, z jakiem pielgrzym nowoczesny, przy-