do świeżo odbudowanych po wojnie Puław i tam stworzyli wybitne ognisko życia kulturalnego, gdzie Norblin odwiedzał ich często i na długo. Te jego prace obyczajowe są bardzo liczne. Bądź to złożone sceny w kościele, w karczmie, na sejmiku, jarmarku i t. d., bądź też niepoliczone typy pojedyncze, rysowane piórem, ołówkiem, malowane gwaszem lub akwarellą.
Malarz francuski oddał w nich—jak umiał—całą Polskę ówczesną. Nie są to—rzecz jasna—dzieła naturalisty, bo Norblin nim nie był, postacie jego nie są tak żywe i realne jak np —Chodowieckiego, jest w nich zbyt wiele wykwintu francuskiego, wszelkie wybujałości są złagodzone, charakter form przytępiony. Niemniej to, co pozostało, jeszcze ma dużą wartość dokumentów życia. Ze wszystkich cudzoziemców, bawiących w Polsce ówczesnej, on jeden zwrócił na to nasze życie uwagę i oddał mu swoją sztukę. Pokazał młodzieży artystycznej, że to życie jest ciekawe i godne pędzla nie mniej niż portret albo obraz kościelny czy mitologiczny. Sam on portretów nie malował (chyba swoje własne), do prac dekoracyjnych także się nie rwał') — natomiast stworzył w Polsce rodzaj dotąd tu nie znany — malarstwo obyczajowe.
Norblin nietylko dał przykład, ale bezpośrednio kształcił uczniów.
* Z jego pracowni wyszedł Orłowski, Płoński, Rustem, do sfery jego wpływów należy Sokołowski Jakób, — nawet Piwarski w najlepszej części swych prac idzie za natchnieniami Norblina. Wszystko prawie, co w pokoleniu następnem jest rdzennie polskiego w naszem malarstwie — związane z jego imieniem.
Stosunki Norblina z królem były nikłe i przelotne. Tytuł „nadwornego" nie pociągnął za sobą poważniejszych następstw. Mimo to czuł się on związany z Polską, był żonaty z Polką — i dopiero 1804 r. zatęsknił do Francji i wyjechał już bezpowrotnie. Jednakże jeszcze we Francji pracuje na podstawie studjów wywiezionych z Polski i zapoznaje swą Ojczyznę z dziwami egzotycznego kraju. Tam to wydal „Zbiór polskich ubiorów", reprodukowany przez Debuncourfa.
Równolegle do tej grupy cudzoziemców żyją i pracują w Polsce liczni malarze Polacy. Liczni, ale mniej wybitni. Albowiem zaczyna się już pierwszy akt dramatu sztuki polskiej: najświetniejsi artyści nie mają w kraju nic do roboty i emigrują. Tak emigrowały najwięk-
*) Jedyna praęa tego rodzaju to plafon „Jutrzenka" w Arkadji — pod Nie borowem.
26