478 Część IV. Twoja śmierć
478 Część IV. Twoja śmierć
nic wybuchają tam epidemie”. A czy pracujący w jatkach rzeźnicy ż\ mają? Slę
Poza tym chowanie zmarłych w kościele albo przy kościele to zwyczaj bard-stary. Zacni proboszczowie ani słowem nie wspominają o przepisach kanoni° cznych, które zabraniały chowania w kościołach albo je ograniczały. r2 • Saint-Severin, Saint-Gcrvais i Saint-Paul, parafie z wieku VI, VIII i XII «• miały od dawna swoich kostnic, co nieomylnie świadczy o starym obyczaju chowania tam zmarłych, obyczaju, który, jakby się wydawało, mógł budzić większe obawy niż cmentarze [z powodu przenoszenia zwłok], obyczaju wszakże, który nigdy nie miał złych następstw? Należało by sądzić, że albo choroba lęgła się od wieków, lecz nikt tego nie dostrzegał, albo że wiedziano
o tym od stuleci, ale nikomu w głowie nie postało skarżyć się na to lub temu zapobiegać.” Oto właściwie przedstawiony problem historyczny.
Zresztą proboszczowie zawsze czynili wszystko, co należało, aby uniknąć złych stron obyczaju grzebania zmarłych; oni również dbają o higienę, chowają w 24 godziny po zgonie, a „zwłoki grożące zarażeniem nie podlegały prawu 24 godzin... Często nawet grzebano je tuż po wniesieniu do kościoła, przed rozpoczęciem nabożeństwa.” Wiedzą, niestety, że „pomimo tych środków ostrożności myśl o trupie sprawia, iż pustoszeją nasze kościoły”. Radcy parlamentu również uważali, że widok zmarłego wywierał przykre wrażenie na wiernych w kościele, co jednak nie było rzeczą pewną; prokurator generalny pisze ołówkiem na marginesie jednego z memoriałów, domagającego się, aby każda parafia miała własny cmentarz za miastem: „Podniesiono zarzut, że wszystkie pochówki odbywałyby się w Paryżu.”
Zdaniem proboszczów obowiązek składania zwłok w trupiarni, przeciwnie, odwlecze chwilę złożenia ich w grobie i pomnoży ogniska zarazy, podczas gdy oni postarali się dalej usytuować wspólne doły i zapewnić osobne groby w kościołach z kryptami. Te prace, na których poczet „parafie się zadłużyły, okażą się teraz bezużyteczne”.
Proboszczowie grożą też władzom miejskim Paryża wybuchem powszechnego niezadowolenia. „Nowy regulamin wywoła bunt ludu.” Bunt to groźne słowo. „Nawet najrozumniejsze i najbardziej umiarkowane publiczne stosowanie zarządzenia wywołałoby ogólne poruszenie wśród dwóch stanów, które są najliczniejsze i powinny być najbardziej chronione: wśród ludu [ubodzy, pracownicy fizyczni] i mieszczaństwa [rzemieślnicy, rękodzielnicy, drobni kupcy; chodzi o drobne mieszczaństwo, które swoich zmarłych w wieku XVIII często chowało w kościele, z krótkim epitafium].” Poruszenie to, które narastało i groziło ogólnym wybuchem nienawiści do władz, zaczęło słabnąć dopiero, gdy rozeszła się wieść, iż zarządzenie nie wejdzie w życie. Skąd to oburzenie? „Rozlegało się powszechne wołanie: parlament traktuje nas na równi z hugonotami, wyrzuca nas na śmietnisko.”
Proboszczowie próbowali uspokoić ludność, wzbudzić w niej poszanowanie dla władzy, ale nie byli zaskoczeni: „Wszystkie narody świata, a w szczególności Francuzi, zawsze szanowali śmiertelne szczątki tych, którzy byli im drodzy. Jest dla nich pociechą prawdziwą, choć tak w istocie smutną, że rozstają się z nimi dopiero w chwili, gdy pokryje ich grób” Ukradkowość pochówku była głównym zarzutem stawianym nowemu zarządzeniu: „zakładając trupiarnie i powszechne cmentarze, odbiera synowi zwłoki ojca, zanim został on naprawdę pochowany, i do bólu jego dodaje boleść, że mu go wydarto, nim oddał mu ostatnią posługę”.
Są to uczucia ludu. Proboszczowie nie są pewni tak silnych uczuć rodzinnych wśród wyższych warstw społecznych. Przeciwnie, obawiają się, że będą one silić się na prostotę — a jak wiemy, objawiały one podobne tendencje — i zechcą, aby ich chować jak biedaków. „Kiedy znamienita osoba, do czego na pewno dojdzie, zacznie zrównywać się z pospólstwem, nada ona ton i wkrótce inni pójdą za jej przykładem”, a rada kościelna nie zainkasuje ani 2000 liwrów, ani opłaty za uroczyste nabożeństwo.
Nie chodzi tutaj tylko o niezadowolenie ludu i straty finansowe. „Nowe zarządzenie godzi w religijny charakter pogrzebu.” Najcięższym zarzutem jest, że dzieli ceremonię na dwie części: po jednej stronie nabożeństwo w kościele, przy zwłokach, i to jest część publiczna, po drugiej — złożenie w ziemi, co nie jest już publiczne: „Bieg głównych ceremonii będzie przerwany, a powróci się do niego dopiero o godzinie trzeciej rano.”
Krótko mówiąc, lud albo się zbuntuje, albo pogodzi się z tym i zapomni; to ostatnie przypuszczenie było najbardziej prawdopodobne i podejrzewam, że proboszczowie wyolbrzymiali ewentualne oburzenie prostych ludzi. Tak naprawdę bardziej obawiali się jego obojętności. „Przy obecnym upadku wiary i obyczajów zmiana ta wywoła poważne skutki... Wkrótce miłość do zmarłych zaniknie...” I tutaj proboszczowie kwestionują sens działania i propagandę „filozofów” (używają tego słowa!), którzy fakt „interesowania się zmarłymi” uważają za „przesąd” albo „słabość”. Zło szerzy się od górnych warstw społecznych, z których rekrutują się filozofowie. „Jest to niestety prawda stwierdzona w niektórych państwach... Spośród tych, którzy opowiadają się jeszcze po stronie Kościoła, ilu czyni to z czystych pobudek, a ilu jedynie przez politykę?” Oto dlaczego zaniedbuje się nabożeństwa kościelne.
Czy istotnie ludzie uczestniczyli już mniej lub bardziej obojętnie w pogrzebach i nabożeństwach? Wydaje się to nam możliwe i rozgoryczenie proboszczów potwierdzałoby przypuszczenie, że ascetyczne niegdyś rozmyślania o nicości i próżności wszystkiego przeobraziły się w prawdziwą obojętność. Proboszczowie zdają się sądzić, że lud i drobnomieszczaństwo są bardziej przywiązani do dawnych obyczajów, ale obawiali się złego przykładu „wyższych stanów”. Jeśli zatem wiara i miłosierdzie doszły do takiego zaniku wśród obywateli, których pozycja i fortuna winny wywierać i istotnie