#74 Część IV. Twoja śmierć
Projekty* jakie sugeruje tekst rozporządzenia* są ciekawe i śmiałe, j rok 1763, jesteśmy bliscy koncepcji cmentarza laickiego: udział kleru ogranie/ się do nadzoru i wypisywania akt; cmentarz jest nic tyle miejscem spoczynki jakim stanic się w czterdzieści lat później, lecz rodzajem składowiska, aj’ czystego, higienicznego, przyzwoitego i starannie utrzymanego. Ton zarzą. dzenia jest oschły, oficjalny. Mówi się o zamknięciu istniejących cmentarzy j założeniu poza miastem oraz dokoła niego ośmiu wielkich cmentarzy (w pierw* szej redakcji była mowa o czterech) dla tyluż grup paryskich parafii, przy czy^ każda parafia dysponowałaby na zbiorowym cmentarzu własnym wspólny^ dołem. W samym mieście pozostawiono by tylko pomieszczenia przy kościo* łach, gdzie przenoszono by zwłoki po ceremonii religijnej. Codziennie przyjeżdżałyby po nie karawany, zabierając „trumny i całuny” (z numerami danej parafii) i zawoziły na wspólny cmentarz, aby je tam pogrzebano.
Według tej koncepcji jedyną i ostatnią publiczną ceremonią religijną byłoby nabożeństwo w kościele, przy zwłokach. Ostatecznie członkowie parlamentu zgodzili się, aby kapłan towarzyszył konduktowi, ale w ich przekonaniu chodziło bardziej o nadzór nad konwojentami i grabarzami niż o dopełnienie religijnej powinności.
Zarządzenie wprawdzie oficjalnie nie weszło w życie, ale zaakceptowano je w praktyce; utrzymały się co prawda pisemne zawiadomienia (zastąpiły one od końca wieku XVII publiczne obwoływanie), nabożeństwo w kościele i kondolencje, ale obecni zaraz rozchodzili się, ciało odnoszono, jak przewidywano w zarządzeniu, do pomieszczenia przy kościele, a składanie zwłok w ziemi utraciło swój charakter rodzinny i publiczny, stając się zwykłą czynnością miejskich służb porządkowych.
Zarządzenie nie planowało zresztą niczego, co uczyniłoby cmentarz miejscem publicznym; odwiedzającym raczej odradzano takie wyprawy. Cmentarz był to obszar otoczony murem, dość znaczny, aby parafie mogły swobodnie na zmianę korzystać ze wspólnych grobów. Członkowie parlamentu zachowali bowiem starą metodę spiętrzania zwłok w wielu warstwach różnej grubości, mimo sprzeciwów niektórych lekarzy i niektórych proboszczów. Chcieli nawet narzucić ją temu odłamowi ludności, który dotąd tę metodę odrzucał. I tutaj natrafiamy na najdziwniejszy punkt projektu: członkowie parlamentu, chcąc zniechęcić do grzebania zwłok w kościołach (chociaż tego prawa nie znieśli całkowicie), wyznaczyli za nie ogromną opłatę, 2000 liwrów (plus koszty nabożeństwa, pomnika... co mogło wynieść łącznie około 3000 liwrów; niektóre rady kościelne w ankiecie z roku 1763 wyrażają opinię, że przy takich cenach nie miałyby więcej niż jednego klienta na rok). Ci, którzy nie mogli albo nie chcieli ponosić takich kosztów, mieli tylko jedną alternatywę: albo wraz z wszystkimi dać się pogrzebać we wspólnym grobie (tyle że uiściwszy podwójną opłatę za przewóz mogli uniknąć przetrzymania zwłok w budynku przy kościele), albo też za 300 liwrów, co również stanowiło pokaźną sumę,
uzyskać prawo do osobnego grobu* mieszczącego się wzdłuż murów, strefy przeznaczonej na tego rodzaju pochówki. W żadnym jednak razie nie wolno im było przykrywać grobu płytą ani stawiać pomnika. Mieli jedynie prawo umieścić epitafium na cmentarnym murze. Cmentarz miał więc być absolutnie nagi, bez pomników, a nawet bez drzew, uważano bowiem, że przeszkadzają cyrkulacji powietrza, tego sławetnego powietrza! Jak zauważyło jeszcze wielu prowizorów kościelnych w ankiecie z 1763 roku, niedużo było chętnych do płacenia 300 liwrów za skrawek tej bezimiennej ziemi.
Zapewne członkowie parlamentu myśleli, że ich zmarli, ludzie ich kondycji, albo będą mogli płacić po 2000 liwrów, albo każą się jak dawniej chować we własnych kaplicach zamkowych, nie objętych powyższym zarządzeniem (co nie przeszkadzało, że niektórzy z nich domagali się skromnych grobów). Jest rzeczą dosyć charakterystyczną, że pierwszy szkic zarządzenia zawierał ogólny zakaz chowania zmarłych w miastach i ustanawiał opłatę w wysokości 2000 liwrów za zgodę na grób w kościele, zezwalał natomiast, aby na nowym wspólnym cmentarzu extra muros stawiać pomniki: „Duchownym [to słowo zastępuje wyraz: kapłanom], szlachetnie urodzonym i zamożnym obywatelom [gdzie indziej mówi się: znakomitym], którzy zapragną mieć osobny grób, przydzielać się będzie miejsca na każdym z nowych cmentarzy, gdzie będą mogli zostać pochowani za sumę 50 liwrów... Wolno im będzie upiększyć miejsce swojego ostatniego spoczynku, ekshumować ciała i kości przodków, przenosić je na wskazane im miejsce, wraz z wszelkimi należnymi atrybutami ich urodzenia/* Rozpoznajemy w tym model cmentarza XIX wieku, którego jednym z wzorców stanie się Pere--Lachaisc. Odpowiada on poglądom, które się jeszcze nie upowszechniły, ale już nieśmiało pojawiają się w literaturze z tego zakresu.
Artykuł ten jednak nie znalazł się w ostatecznej wersji zarządzenia, co jasno określa intencje jego redaktorów. Suma 50 liwrów urosła do 300 liwrów dla tych, którzy wzdragali się przed wspólnym dołem, a prawo stawiania pomników w ogóle pominięto. Inne wersje kładły nacisk na obowiązek, aby „epitafia umieszczać wyłącznie wzdłuż murów, a nie na grobach*’, poprawiona zaś i rozszerzona wersja ostateczna brzmi: „Nie wolno też stawiać tam innych budynków [jak tylko „kapliczki** i „pomieszczenia dla dozorcy*’], a także umieszczać epitafiów gdzie indzie; niż na murach i ogrodzeniach, nie zaś na grobach.**
Może zarządzenia tego nie wprowadzono w życie z powodu jego radykalizmu, jest wszakże rzeczą interesującą, że mogło ono w ogóle zostać zredagowane, przyjęte, zarejestrowane. Chcąc zrozumieć ten radykalizm, przypomnijmy sobie, co mówiliśmy wyżej, w trzeciej części tej książki, o odcinaniu się od śmierci, o przesadnym ubóstwie pogrzebów, o podkreślaniu nicości ciała i obojętności wobec niego. Tekst z roku 1763 wydaje mi się szczytowym