Inni mieszkańcy „Nordy" - Fladdis, Rysiek, Ingo i Atlas. Jeże, żaby i fruczaki gołąbki nie okazały zainteresowania sesją zdjęciową
Ogród w kształcie labiryntu
stały, nieodzowny element codzienności. Łączność z cywilizacyjnym szumem zapewnia internet i komputer, za pomocą którego Ronny już na innym polu kreuje istne cuda, nie tylko graficzne. Jego druga - po malarskiej - pracownia, mieszcząca się w piwnicy, skrywa techniczne urządzenia, których nie próbujemy nawet opisać. Umożliwiają one np. błyskawiczną, w pełni profesjonalną oprawę obrazów, znakomitej jakości skaningi, a także wytwarzanie - na użytek rozmaitych akcji promocyjnych - pocztówek z pracowni obojga artystów, niczym nie różniących się od tych, jakie są oferowane w kioskach.
Ronny okazuje się zresztą wszechstronnie utalentowany, gdyż niezależnie od podstawowej pasji, jaką jest dla niego malarstwo, gra na kilkunastu instrumentach - od przypominającego mandolinę bolwijskiego charango poczynając, poprzez rozmaite bębny i piszczałki, a na Fletni Pana i aborygeńskim didgeridoo kończąc. Wypełniają one, podobnie jak obrazy, cały dom w Staffanstorpie. Część z nich została przywieziona przez Ronny’ego z eskapady do Ameryki Południowej stanowiącej pokłosie jego wcześniejszego małżeństwa.
Ronny’ego fascynują ponadto jeszcze dwie rzeczy:
Jeśli chodzi o te pierwsze, zgromadził ich imponującą kolekcję: od pokrytych patyną czasu wielkich, ciężki kluczy otwierających w przeszłości wierzeje rozmaitych zamków i kamienic, świątyń i wiejskich chat, aż po te bardziej współczesne, charakteryzujące się jednak zawsze czymś szczególnym. Dla Ronny’ego klucze, podobnie jak drzwi (w domu w Staffanstorpie masywne, drewniane, pokryte na przemian obrazami i magicznymi symbolami), są wyposażone w metafizyczne kody. Zawsze bowiem - zawsze - coś otwierają, umożliwiając - jak mówi - wejście do innej przestrzeni, nowej rzeczywistości, nawet jeśli jest ona oddzielona od innych jej segmentów czterema ścianami. Przypomina się tu jedna z reguł zen, zgodnie z którą Każde wyjście jest wejściem gdzieś jeszcze. I myśl Ralpha Walda Emersona: Każdy mur jest bramą.
W konfrontacji z niektórymi węzłowymi w życiu Katariny datami numerolog zatarłby z zachwytu ręce, odnotowując zwłaszcza dzień jej przybycia do Szwecji: 7 lipca 1977 roku. Przypadek? Może tak, może nie. Jeśli jednak, jak twierdzą znawcy liczb, rzeczywiście generują one określone wibracje, takie nagromadzenie siódemek (cztery za jednym zamachem) okazuje się zapewne nie bez znaczenia.
Kasia jest wegetarianką, podczas gdy Ronny ciągle jeszcze nie, mimo iż jego partnerka sądzi, że coraz bardziej się ku temu skłania. W ich menu i tak jednak niepodzielny prym wiodą warzywa, a ciemny chleb, sporządzony ze specjalnej mąki, gospodyni wypieka w domowym piekarniku. Od obowiązku spożywania zdrowych, dietetycznych posiłków (od niedawna Kasia w ramach prywatnych zainteresowań prowadzi m.in. kursy realizowane w ramach programu Strażników Wagi) zwolnione są tylko zwierzęta, ale już nie goście.
Ronny, kiedy czyta poranną prasę, którą wrzucają mu do skrzynki przy bramie, często się irytuje. Denerwują go zwłaszcza poczynania polityków i agresywne oblicze współczesnego islamu, które daje
0 sobie z wolna znać również w realiach szwedzkich metropolii.
Kasia nie czyta gazet i nie denerwuje się niczym.
Oboje malują w pracowniach usytuowanych na piętrze i przedzielonych dużą, wypełnioną magicznymi przedmiotami komnatą. On, kiedy ma wizję, natychmiast, jak najszybciej przenosi ją na płótno, by nie uciekła. Ona tworzy w innym, bardziej spokojnym rytmie, którego częścią składową są, jak można domniemywać, doświadczenia reinkamacyjne
1 pamięć tego, co minęło.
A wszystko to - ich własne wnętrza, powstające na płótnie obrazy, wypełnione zwierzętami dom i ogród, cały niepowtarzalny świat, który stworzyli - spowija Światło. <i^
Zdjęcia na str. 40-41 i 44-46: Anna Ostrzycka i Marek Rymuszko