WA30881 I902 SZSTEMATZCYNZ KURSW I djvu

54

i pasterze, trudnię, się przygodną weterynarię i wała-szeniem. Ale w naszej części świata niema warunków dla istnienia pierwotnego pasterstwa, górale więc udaję się do Argentyny. Fbożsi najmuję się do dozorowania trzód, zamożniejsi dzierżawię grunta i tam hoduję bydło, uprawiajęc tyle tylko ziemi, ile potrzeba dla wyżywienia rodziny. Wogóle, nawet na dalekiej obczyźnie, wśród innych narodów, uporczywie trzymaję się pasterstwa. Niekiedy biorę się do handlu—w Meksyku, Argentynie, t. j. tam, gdzie żywioły rdzenne odznaczaję się jeszcze mniejszym zasobem inicjatywy, a niema energiczniejszych współzawodników. Zawsze zaś idę gromadę i żyję w gromadzie. Wychodźtwo odbywa się w pewnych porach roku i zawsze wielkiemi rzeszami, skupiajęcemi się około nielicznych inicjatorów, a raczej doświadczonych emigrantów, spełniających w takiej gromadzie obowięzki ojców. Wybieraję miejsca, w których rodacy już osiedli, i od pierwszego kroku na obcej ziemi wstępuję w istniejące tam zwięzki pomocy wzajemnej i pracy, przypominajęce rozszerzona i udoskonalo-nę artel wielkoruskę. Jeden drugiemu toruje drogę, po której nowoprzybyły zwolna wdrapuje się coraz wyżej w hjerarchji zarobków i zajęć, powiązanych w organizację zależności wzajemnej. Nawet rozproszeni w tej samej okolicy weterynarze i wa-łasarze posiadają artel: zarobki płynę do wspólnej kasy, podział ostateczny odbywa się według liczby głów z zachowaniem największej sprawiedliwości, nawet chorzy otrzymuję część równą. Marzeniem wy-