WACŁAW BERENT
obraz Nie wspominano o niej nigdy. Zapomniałbym może, gdyby nie gazety: została śpiewaczką, zdobyła imię i rozgłos po stolicach świata.
Nie pamiętam, czy ciekawość to była, czy te wspomnienia rodzinne, co odżyły tak nagle, czy też po prostu to, że na sędziego cnót pospolitych ja się nie rodziłem: posłałem depeszę, dowiedziawszy się z gazet, gdzie przebywa.
Sam zaś spędzałem smutne dni oczekiwania na pogrzeb. W tych zapachem grzyba przesiąkniętych i ponurych ruinach, w towarzystwie trupa i niemych, czarno odzianych sług, jawiły mi się w wyobraźni barwne obrazy rojnego przepychu w jaskrawych falach światła, kryształach i purpurze. Widziałem tysiączne tłumy, co przed chwilą tak pstre i gwarne, tonęły nagle w ciszy, kamieniały w milczeniu. Słyszałem śpiew. I widziałem ją.
1 jakieś inne, żywe tchnienie władzy, siły, potęgi przychodziło wraz z tymi obrazami.
Na olbrzymiej perzynie1 muru wspierała się zwisająca z najwyższego piętra zamku narożnica kamienna. Małe jej okienko w głębokiej nyży2 rzucało wzrok wprost na biel lodowca, wkrysztaloną jakby w rozwarty błękit nieba. Tu w narożnicy mieściła się biblioteka. I nic ze świata, nic z życia myślom tu nie przeszkadzało. I te, co z ksiąg ożyły, i te, co się rodziły w skupieniu, strzelały wprost w błękit nieba jasny, na biel najczystszą, na szczyty najwyższe.
Oto tęsknot moich owoc boski, oto grób tąjemnic wielkich, oto płomień i żar grzechu mego, oto stos moj kacerski!3...
Te słowa dziwne wyryła czyjaś ręka w na pół zmurszałym czarnym pulcie4 pod oknem.
W ciasnej izbie, ponad półkami starych ksiąg, tuz pod sklepieniem szedł w krąg czerwony napis gotycki. Skupione, na siebie nałażące jego litery tworzyły jakby jednego słowa wstęgę. Odczytałem ją kiedyś z trudem:
Poucz! rzuć rosę pewności na spragnioną ducha mego posuchę
Ten trupi zapach starych ksiąg, te napisy dziwne, te lśniące w słońcu jedwabiste szczyty w dali i to morze białe, zatopione w błękit niby wrota olbrzymie!...
I przypomniałem sobie nagle: „Albowiem taką jest brama czyśćca, pod którą duch mój za życia już przeszedł”.
Przykuwało mi bez końca wzrok to białe czyste pole jakby marzeń niebo wytęsknione. „Oto życia mego nieskończoność, oto grób tajemnic wielkich!” — odczytywały uporczywie oczy na czarnym, na wpół zmurszałym pulcie.
I oto przez to małe okno w narożnicy kamiennej ujrzałem trzy drogi ducha5: na szczyty białe drogę marzeń bezpłodnych, wydeptany gościniec w dolinę szarej nędzy i daremnej, Syzyfowej walki z kamieniami6, oraz ścieżkę krętą, co wierzchołkami gór i padołem przepaści wiedzie w czarne pałace, gdzie lirowe dziady królują i tłumu pochlebstwem żyją...
A tam — za oknem, wśród zadumanej kamiennej głuszy, gadały tylko strumienie szeptem i pluskiem, z początku jakby skłóconym i dziwnie niespokojnym — potem, gdy ucho do tych głosów przywykło, szmerem dziwnie smutnym i monotonnym jak melancholia. Ukryte gdzieś źródła, potoczywszy nagle lżejszy żwir, ozwały się niekiedy głośniejszym czystym podźwiękiem i cichły wnet w gniewnym pomruku strumie-
perzyna (arch.) — rozwalisko, popiół i gruz.
nyża (z fr.) — wgłębienie w murze, zamknięte u góry półkoliście; nisza.
stos kacerski — stos, na którym palono w średniowieczu niedowiarków i heretyków.
pult (niem.) — pulpit.
u drogi ducha — tekst popr. wg rękopisu i pierwodruku W wyd. książkowych zawsze: „drogi życia".
syzyfowa walka z kamieniami — aluzja do mitycznej postaci króla Koryntu, Syzyfa, skazanego za obrazę bogów na wieczne wtaczanie na szczyt góry olbrzymiego głazu, który po wykonaniu zadania osuwał się ponownie na dół; tu: beznadziejnie ciężka, uporczywa praca.