Mit i znak
dyczny trud mieszczańskimi symbolami przywłaszczenia: fajką, kominkiem i pantoflami, podczas gdy na dworze daremnie szaleje burza, to znaczy nieskończoność.
Verne był maniakiem pełni: nie przestawał wykańczać, meblować świata, napełniać go na kształt jajka; postępował dokładnie tak, jak osiemnastowieczny encyklopedysta lub holenderski malarz: świat jest skończony, świat jest pełen przylegających i możliwych do ponumerowania przedmiotów. Nie ma innego zadania dla artysty, jak spisywać katalogi, inwentarze, jak wyszukiwać małe puste miejsca, by ukazać w nich skupione obok siebie narzędzia i twory ludzkie. Verne należy do postępowej linii mieszczaństwa: swoim dziełem głosi, że nic nie może umknąć człowiekowi, że świat, choćby najodleglejszy, jest jakby przedmiotem w ludzkiej dłoni i że własność jest, koniec końcem, tylko dialektycznym momentem w ogólnym procesie ujarzmienia Natury. Verne nie starał się bynajmniej rozszerzyć granic świata bądź romantycznymi drogami ucieczki, bądź mistycznymi sferami nieskończoności: chciał raczej pomniejszyć, zaludnić świat, sprowadzić go do znanej i zamkniętej przestrzeni, w której człowiek mógłby później wygodnie zamieszkać: świat sam sobie wystarcza, aby istnieć, nie potrzeba mu nikogo prócz człowieka.
Oprócz niezliczonych możliwości nauki, Verne wymyślił również doskonały powieściowy chwyt, dzięki któremu świetnie uwyraźnił owo „przywłaszczenie” świata: zastępuje on jakby przestrzeń czasem, łączy nieustannie obie te kategorie, ryzykując je w hazardowych czy szaleńczych, ale zawsze udanych posunięciach bohaterów. Także perypetie akcji mają na celu nadanie światu swoistej elastyczności: oddalają bądź zbliżają moment zamknięcia, igrają lekko kosmicznymi odległościami, doświadczając przemyślnie władzy człowieka nad przestrzenią i upływem godzin. Na całej zaś pla-
necie pożeranej jakby przez bohatera Verne’a - mieszczańskiego Anteusza, który w nocy, niewinnie śpiąc, gromadzi nowe siły - błąkają się często zgorzkniali desperados, dręczeni przez spleen czy wyrzuty sumienia, rozbitkowie minionej romantycznej epoki; oni to właśnie, przez kontrast, podkreślają zdrowie prawdziwych właścicieli świata, którzy nie mają innych trosk, jak tylko możliwie dokładne dostosowanie się do sytuacji, których zawiłość - ani metafizyczna, ani nawet moralna - wynika po prostu z pikantnego kaprysu geografii.
Głębokim gestem Verne’a jest więc niewątpliwie gest przywłaszczenia. Symbol okrętu, tak ważny w mitologii Verne’a, bynajmniej temu nie przeczy: przeciwnie nawet. Okręt może być symbolem odjazdu; jednak głębiej jest szyfrem zamknięcia. Zamiłowanie do statków oznacza zawsze radość doskonałego zamknięcia, posiadania pod ręką możliwie dużej ilości przedmiotów, dysponowania przestrzenią absolutnie skończoną. Kto kocha statki, kocha nie tyle dalekie, tajemnicze odjazdy, ile raczej jakiś naddom, dom nieodwołalnie zamknięty: statek jest najpierw miejscem zamieszkania, później dopiero środkiem lokomocji. Otóż wszystkie okręty Ver-ne’a są wzorowymi „zacisznymi kącikami”: ogrom podróży dodaje jeszcze uroku rozkoszom zamknięcia, podkreśla doskonałość ludzkiego mieszkania. „Nauti-lus” jest pod tym względem wspaniałą jaskinią: szczęście zamknięcia osiąga szczyt, skoro można - z nieprze-nikalnego wnętrza statku - zobaczyć przez wielką szybę zewnętrzną niezmierzoność wód, określając tym samym gestem wnętrze przez jego przeciwieństwo.
Większość okrętów z legendy czy zmyślenia wyraża, podobnie jak „Nautilus”, motyw lubego zamknięcia. Dość bowiem uznać statek za miejsce zamieszkania człowieka, by ten począł się natychmiast rozkoszować krągłym, gładkim światem, jaki wokół siebie stwarza: cała żeglarska moralność widzi w człowieku boga, pana