44 Mit i znak
jące słowo jest jednocześnie słowem zastygłym: w chwili gdy mnie dosięga - zamiera, obraca się i odzyskuje ogólność: drętwieje, oczyszcza się, uniewinnia. Przywłaszczenie pojęcia zostaje nagle oddalone dosłownością sensu. Dokonuje się tu jakby „zatrzymanie", w fizycznym i zarazem prawnym rozumieniu słowa: impe-rialność francuska skazuje salutującego Murzyna na to, by stał się jedynie instrumentem znaczącym: Murzyn zwraca się do mnie w imieniu francuskiego imperializmu: ale w tej samej chwili salut Murzyna zastyga, kostnieje, ścina się w wieczny wywód, którego przeznaczeniem - utwierdzenie francuskiej imperialności. Coś na powierzchni języka zastygło: znaczenie, raz użyte, tkwi tu ciągle, ukryte za faktem, któremu nadaje wygląd zawiadomienia; równocześnie jednak fakt poraża intencję, chorobliwie unieruchamia, uniewinniając - zamraża. Mit bowiem jest słowem skradzionym i zwróconym. Tyle, że słowo, które mit zwraca, nie jest zupełnie takie samo jak słowo skradzione: nie zostało na powrót włożone na miejsce. Właśnie owa szybka kradzież, owa chwila ukradkowego triku nadaje mitowi charakter przechodni.
Do zbadania pozostaje ostatni element znaczenia -jego motywacja. Wiadomo, że w języku znak jest arbitralny, nic „w naturze” nie zmusza dźwiękowego obrazu drzewa, by oznaczało pojęcie drzewa : znak jest tu pozbawiony motywacji. Arbitralność ta ma jednak granice, które zależą od skojarzeniowych stosunków słowa: język może wytworzyć cały fragment znaku przez analogie z innymi znakami (na przykład mówi się aimable, a nie amable, przez analogię do aime). Mityczne znaczenie nigdy nie jest w pełni arbitralne, zawsze jest w części umotywowane, musi zawierać w sobie analogie. Aby przykład łaciński napotkał nazwanie lwa, trzeba analogii, którą jest zgodność orzecznika; aby imperializm francuski uchwycił salutującego Murzyna, trzeba identyczności salutu Murzyna i fran-
cuskiego żołnierza. Motywacja potrzebna jest samej dwoistości mitu: mit gra na analogii sensu i formy; nie ma mitu bez umotywowanej formy.1 Aby uchwycić siłę motywacji mitu, wystarczy zastanowić się chwilę nad przypadkiem krańcowym: mam przed sobą zbiór tak różnych przedmiotów, że nie mogę odnaleźć w nim żadnego sensu : wydawać by się mogło, że pozbawiona wstępnego sensu forma nigdzie nie zdoła wszczepić analogii i że powstanie mitu jest niemożliwe. Forma jednak zawsze może zaproponować odczytanie: może nadać znaczenie absurdowi, z absurdu uczynić mit. Stanie się to wtedy, na przykład, kiedy „zdrowy rozsądek” umityczni surrealizm. Nawet brak motywacji nie stanowi trudności dla mitu: będzie on już wystarczająco zobiektywizowany, aby stać się czytelnym. Ostatecznie, brak motywacji stanie się wtórną motywacją — mit zostanie przywrócony.
Motywacja jest nieuchronna. Pozostaje jednak cząstkowa. Po pierwsze, nie jest „naturalna”; analogii dostarcza formie historia. Po wtóre, analogia między sensem a pojęciem zawsze jest tylko częściowa: forma wiele analogii odrzuca, zatrzymuje tylko niektóre; zachowuje spadzisty dach, widoczne belkowanie baskijskiego domu, odrzuca schody, stodołę, patynę itp. Trzeba nawet pójść dalej: pełny obraz wykluczyłby mit
Z etycznego punktu widzenia niewygodne w micie jest właśnie to, że jego forma jest umotywowana. Jeśli bowiem istnieje „zdrowie” języka, tworzy je arbitralność znaku. Obrzydliwe w micie jest odwoływanie się do fałszywej natury, luksus znaczących form, podobnie jak w przedmiotach, które ozdabiają swą użyteczność naturalnymi pozorami. Chęć obciążenia znaczenia poręką natury wywołuje jakby nudności: mit jest zbyt bogaty, a nadmiarem bogactwa jest właśnie motywacja. Podobny przesyt odczuwam wobec sztuki, która nie chce wybrać pomiędzy pbysis a anti-pbysis, wykorzystując pierwsze jako ideał, drugie jako oszczędność. Z etycznego punktu widzenia jest jakaś podłość w tym graniu na obie strony.