42 Mit i znak
czący ma dwa oblicza. bv zawsze dimponował jednym swobodnie: _sens_ zawsze jest obecny, aby,, ptzedsta -wTa c"Tórmę; forma~YSwsze jest obecna, oddalać sen&Z^Nigdy nie ma—^efeecznoscir'konfliktu' pęknięcia nrTęd^y-sensęm a formą u nigdy, nie znajdu|q''slę’ "w" tym samym punkcie^Podobnie, jeśli siedzę w samochodzie "ITogiądam krajobraz przez szybę, mogę dowolnie zgrać krajobraz i szybę: raz dostrzegać będę obecność szyby i odległość krajobrazu, to znów, na odwrót, przezroczystość szyby i głębię pejzażu. Jednak wyniki odwróceń będą stałe: szyba będzie dla mnie 'jednocześnie obecna i pusta, krajobraz zarazem nierealny i pełny. Podobnie jest|w elemencie znaczącym mitu: forma jest w nim pusta, lecz obecna, sens nieobecny, a przecież pełny. tSpfzeSndŚc^taJnioże mnie dżrwic~f7ll<ó''wtedy, ki_edy zaVieśzę dobrawoTńle"”odwrócenia sensu i formy, kiedy zacznę ujmować każde z nich jak różne przedmioty i żasTOs'u}ę“wbbeć~mxfu^'ś^tafyćznyd^oceHer odczytania, a wiec sprzeciwię się właściwej"jmifówi' dynami-.ęgjT słowemą jeśli przejdę z pozycji czytelnika mitu do s t a n o w Iś klTmrfo Ió g a ?\ '
wem, które Hetiniuje" jego- intencja (jesteci przykładem gramatycznym), bardziej niż jego litera (nazywam się lew); a przecież właśnie' intencja jesf jakoś przez literę spctryfflćowana, oczyszczona, uwieczniona, pobawiona óFećnoścF.~~(Imperium Francuskie? Ależ to Takt: feń"3zielny Murzyn salutuje jak nasi chłopcy).[Ta podstawowa niejasność mitycznego słowa ma dja znaę^ęnia dwie konsekwencje: przedstawiać się ono będzie jed-noćzesnie jako kawIadomieniTTTTfftengpp jakq__stwier-dżćliie faktuTT
Tss [ma~cEarakter imperatywny, rozkazujący; wycho-dząc 1 1 ' '' ” 1
Właśnie^T^woistość elęmentu znaczącego określać izie^iara1<fer~znaczenia/AffiTemy1 już,''ze"mitmjeŚt sło
szuka właśnie Tirn i e
KT
zwrócony jest ku mnie, muszę
pogodzić się z jego intencjonalną siłą, ponieważ wzywa mnie do przyjęcia swej zaborczej dwuznaczności. Jeśli na przykład przechadzam się po hiszpańskich prowincjach baskijskich1, zapewne zauważę architektoniczną jednolitość domów; wspólny styl zachęca mnie, abym uznał baskijski dom za określony produkt etniczny. Niemniej, ten jednolity styl nie dotyczy mnie osobiście, nie atakuje: zbyt wyraźnie widzę, że istniał tu przede mną, beze mnie; jest to złożony wynik bardzo wielu szerokich procesów dziejowych: nie wzywa mnie, nie prowokuje do nazwania, chyba że zechcę włączyć go do szerokiego obrazu budownictwa wiejskiego. Jeśli jednak będąc w okolicy Paryża dostrzegam na końcu ulicy Gambetty czy ulicy Jean Jauresa zgrabny biały domek kryty czerwoną dachówką, z brązowymi boazeriami i asymetrycznymi płaszczyznami dachu, wydaje mi się, że otrzymałem imperatywne zaproszenie, by nazwać ten przedmiot baskijskim domkiem: więcej, aby dostrzec w nim esencję baskijskości. Tutaj bowiem pojęcie objawia mi się w całej swej natarczywości: wychodzi mi naprzeciw, by zmusić do rozpoznania intencji, które je stworzyły, intencji ułożonych jako znak historii jednostkowej, jako zwierzenie i wspólnictwo: właściciele podmiejskiego domku kierują do mnie prawdziwe wołanie. Apel ten, aby stać się bardziej imperatywnym, pogodził się z rozmaitymi zubożeniami: odpadło wszystko, co technologicznie usprawiedliwiało baskijski styl: stodoła, zewnętrzne schody, gołębnik itp., pozostał tylko krótki, nie podlegający dyskusji znak. Argumentacja ad hominetn jest tak oczywista, iż wydaje się, że domek zbudowano wyłącznie dla mnie, niby magiczny przedmiot, wyłoniony w mojej teraźniejszości bez żadnego śladu historii, która go stworzyła. Bowiem to rozkazu-
Mówię hiszpańskich, bo we Francji awans drobnomieszczań-ski spowodował rozkwit całej „mitycznej” architektury w baskijskim stylu.