Choć słuchacze „szczerze do panów byli przywiązani” (s. 39), pogodzili się zapewne z niejakim ukontentowaniem, że ksiądz Marek „nie
przepomniał” solenizanta. Gawęda bowiem po mistrzowsku odsłania me
chanizmy psychologiczne reakcji człowieka przeciętnego i zbiorowości, i która ze swej natury ma charakter „przeciętny”. Gatunek ten zna duszą filistra i usiłuje z pewną dozą sympatii dokopać się w nim człowie- I czeństwa, tak jak patetyczna powieść poetycka czyniła to w odniesieniu do zbrodniarza. Powieścią poetycką rządzi kategoria estetyczna tragizmu, fi gawędą kategoria komizmu. W Zamku kaniowskim, tytułem już przywo- i łującym poemat Goszczyńskiego, Rzewuski zespolił nawet te jakże od- J ległe struktury gatunkowe 90.
Drugie kazanie musiało być równie szokujące jak pierwsze, kiedy I Soplica zaznacza: „[...] przy świeżej [pamięci] zapisałem sobie to, co 1 mnie najwięcej obchodziło w jego kazaniu” (s. 39). A przecież w sferze I ideowej nie ma zbyt istotnych różnic, oba piętnują egoizm pański i brak Ą miłości ojczyzny. Owszem, są pewne dosyć ważkie różnice anegdotyczne, I najważniejsza jednak odmienność sprowadza się do wystroju retoryczno- 1 stylistycznego i działania mówczego. W owej akcji retorycznej ważny i jest fakt, że ksiądz Marek świadomie „nie przepomniał” urodzin i imię- fi pin księcia. W ten sposób wyrwał słuchaczy z uprzednich nastawień: I najpierw z ich własnej konwencji, potem z konwencji swojej, kiedy jak- 1
■I powraca do panegirycznych skłonności szlacheckich, wszelkimi sposo-Hni usiłując zjednać sobie dostojnego słuchacza i solenizanta (s. 39).
HSnreszcie aktywizując wszystkie możliwości, jakimi dysponuje tradycja 1 HH^ycznej captatio beneuolentiae, która jest nadrzędną strukturą styli- 1
^Hno-kompozycyjną drugiego kazania, znów wyprowadzi wszystkich
aHnKfe. Przyjęta maska rychło objawi swoją konwencjonalność, gdyż ^^^^pfdynie w tej grze niespodzianek podstępnym chwytem, aby móc
jKHKpwritatis prawić. I to nie tylko księciu, ale wszystkim panom,
mĘ^ecy zostaną tak sprytnie wymanewrowani, że nie mają wyjścia
z ról, jakie im ksiądz Marek każe odgrywać.
ISHHprunkiem, który otrzymuje na imieniny książę Radziwiłł w „do-m”, jest prawda i tą prawdą nie kaznodzieja, lecz solenizant
będzie ustami księdza Marka z innymi panami. „Twarda mo
WU*rzec by można — sama się objawia, nikt nie zostaje pociągnięty
do odpowiedzialności za jej głoszenie, gdyż ksiądz Marek sytuuje się jako medium ducha Bożego.
„Nieporównany kaznodzieja! — powie o nim Stanisław Ropelewski — co aby zatrząsnąć słuchaczami, stawia ich lice w lice z niebem i piekłem. Z ambony improwizuje dramat, gdzie kojarzy w poufałym dia-
0g49 11| Warto nadmienić, że ten numer „Tekstów” poświęcony został problematyce sarmatyzmu.
B Por. Żmigrodzka, Karmazyn, palestrant i wiek XIX, s. 21.
W)
logu przenajświętszą rodzinę, świętych pańskich i publiczność kościelną” 1.
W kazaniu poprzednim ksiądz Marek „improwizował dramat” ze „scenami zbiorowymi” szlachty i panów, operując cytatami obiegowych stereotypów religijno-patriotycznych, odbijających mentalność zebranych na widowni kościoła tłumów. Ironiczna intonacja mówcy ujawniała puste frazesy tam, gdzie rzekomo była aktywność społeczna i zaangażowanie polityczne. Teraz w tym kojarzeniu ambonowej sceny z widownią atak skierowany zostaje personalnie na panów, zwiedzionych przynętą pochwały, którą „połknęli” w retorycznym wstępie. Dla „osłony” księdza Marka — jak już zaznaczono — i lepszego samopoczucia panów parodiować będzie możnych anioł Polskiej. Każde „wykrzywienie gęby” na ambonie śmieszy. Oddanie tej roli aniołowi jakże potęguje komizm sytuacyjny. Objawienie anielskie — mimo wyraźnego nacechowania retorycznego ma stanowić dla panów i dla księdza Marka zjawisko cudowne, dla czytelnika zaś tak projektowany przez gawędziarza odbiór niesie z woli autora efekt groteskowy, który jednak budzi sympatię z racji kulturowego uwierzytelnienia.
A ponieważ mamy do czynienia z gawędą w gawędzie i niejako teatrem w teatrze, boć książę Radziwiłł i inni panowie — uczestnicy nabożeństwa — oglądają siebie w Markowym „monodramie” na ambonowej scenie, stąd wyjątkowa nośność semantyczna tekstu, „oglądania się” słowa na słowo, dystans i przybliżenia. Tekst ewokuje komizm typu satyrycznego i miłujący humor, komizm jowialny i równocześnie ironię M. Ciągła ambiwalencja sensów na niewielkiej przestrzeni tekstu. Oto próbka tak semantycznie zagęszczonego i zdynamizowanego komunikatu, którego „wewnętrznym” twórcą i opowiadaczem jest Soplica przytaczający w streszczeniu kazanie księdza Marka, ten zaś z kolei przytacza „objawienie” anioła cytującego siebie i parodiującego zachowania językowe księcia „Panie kochanku”:
Byłem u Radziwiłła, wojewody wileńskiego: błagałem, mówiłem: „Jedź do Warszawy, zajmij się rządem! Cała Litwa twoja! Ratuj ojczyznę!...’’ Aż płakał, tak się rozczulił: „Ja z torbą pójdę, powiedział, a niech ojczyzna będzie cała!” „Ale to nie idzie o ofiary z majątku lub narażenie życia, ale siedź w Warszawie i zajmij się rządem”. Oto wiesz, com wycisnął na koniec? — „Panie kochanku, ja będę w Warszawie rządził, a mnie pan Michał Rejtan w Nalibokach wszystkie moje niedźwiedzie wybije”. [...] (s. 40),
Podobnym zabiegom przedrzeźniającym poddawany zostaje głos — a więc najbardziej „materialny” ekwiwalent osoby w świecie znaków —
R o p e 1 e w s ki, op. cit., s. XIV.
*ł Przyjęto tu klasyfikację komizmu zaproponowaną przez J. Krzyżanowskiego (Komizm to literaturze, [w zbiorze:] Studia z dziejów kultury polskiej, Warszawa 1949, s. 563—568).